wtorek, 7 stycznia 2014

Między „odzyskiwaniem” a „ślązaczeniem”. Literacki obraz Śląska i polski dyskurs nowoczesności

Gdy w drugiej połowie XIX w. kształtowało się w polskiej kulturze nowoczesne (samo)określenie narodu, związane z tożsamością językowo-etniczną i wyobrażeniem ziemi ojczystej jako „wszechpolskiej” całości, obejmowany był nim także Śląsk. Temu pojęciu ojczyzny sprzyjała poromantyczna kategoria rdzennej kultury ludowej, stanowiącej spoiwo wspólnot regionalnych z narodem, a także koncepcja legitymizacji polskich roszczeń terytorialnych na Zachodzie, która odwoływała się do historycznych lub pseudohistorycznych przesłanek rodzimości Nadodrza i Pomorza oraz ich związku z Polską piastowską. To pojmowanie racji do terytoriów zachodnich stało się częścią geopolitycznego programu formacji narodowo-demokratycznej, która dążyła i do scalenia wszystkich części ziemi narodu, i do stworzenia monolitycznej wspólnoty polskiej, opartej o jednorodną tożsamość etniczną i pamięć historyczną, ostatecznie usankcjonowaną instytucją przyszłego unitarnego państwa[1]. Literackim odpowiednikiem tej ideologii i związanej z nią metahistorii były „piastowskie” powieści J.I. Kraszewskiego, H. Sienkiewicza czy Włodzimierza Trąmpczyńskiego. Z tej tradycji wywodzą się pojęcia Kresów zachodnich, słowiańskiej macierzy i antygermańskiego przedmurza oraz retoryka kulturowej polonizacji „ziem odzyskanych”[2].
Jednocześnie w literaturze i publicystyce pojawił się obraz Śląska jako regionu szczególnie zurbanizowanego i uprzemysłowionego, reprezentującego takie wartości, jak etos pracy i cywilizacyjny postęp. Tożsamość jego mieszkańców była porównywana z ówczesnym wzorcem polskości robotniczej. Na przełomie XIX i XX w. proza pozytywistyczna, m.in. nowele oraz powieści A. Świętochowskiego i A. Gruszeckiego, rozpowszechniała wyobrażenie górnośląskiego robotnika, socjalnie zbliżonego do polskiego proletariatu, ale postrzeganego jako „obcy” ze względu na różnice obyczajowe i odmienną przynależność państwową. Ten stereotyp łączył często uznanie dla zawodowej solidności śląskiego ludu z przeświadczeniem o jego kulturowej lub politycznej obcości („prusactwo”) i niższości („gbur”)[3]. Analogiczne przeświadczenie funkcjonowało w Niemczech, przy czym obcość i niższość były implikowane przez polskość (słowiańskość) mieszkańców Prus, Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska. Chociaż polska nacjonalistyczna idea tożsamości regionalnej Śląska i niemieckie kolonialne postrzeganie europejskiego Wschodu wchodziły w relację antagonistyczną, reprezentowały de facto podobny projekt integracji regionów państwa, którego suwerenem jest jednorodny naród.

Między modernizacją a zależnością
Ksawery Pruszyński, opisując w latach 30. zmianę układu „bajek, jakimi obdarzyła nas historia”, zauważył, że po 1918 r. obok opowieści piastowskiej pojawił się nowy wizerunek Śląska[4]. Ten „inny Śląsk” był przemysłowy, robotniczy i patriotyczny, a jego obraz należał do wizji Polski nowoczesnej, zdemokratyzowanej i odrodzonej jako niepodległe państwo dzięki walce i woli jej całego narodu do samostanowienia. Tym „odleżałym i pożółkłym” opowieściom o regionie reporter przeciwstawiał trzecią narrację. Mimo kanonizacji piastowskiej, powstańczo-patriotycznej i modernizacyjnej (industrialnej) historii Górnego Śląska w literaturze i pamięci zbiorowej, sposób jego traktowania przez polską administrację legitymizowano jednak dyskursem, w którym panowała retoryka cywilizacyjnej, gospodarczej i polonizacyjnej „misji”. Jej przedmiotem była rodzima ludność regionu, posądzana o kulturalną niedojrzałość lub polityczną nielojalność. Efektem tej orientalizującej narracji było utrwalenie się obrazu Śląska „czarnego, węglowego i ludowego”, postrzeganego jako zagłębie surowców naturalnych dla przemysłu i rezerwuar siły roboczej, podporządkowanego politycznej metropolii i jej ogólnonarodowym normom (np. językowym), pozbawionego społecznych i kulturalnych elit oraz własnej podmiotowej historii. Ten protekcjonalny stosunek do niego reprezentował m.in. Melchior Wańkowicz w Sztafecie (1939), porównując region do cyklopa, „uprzemysłowionego a prymitywnego”, którego potencjałem Polska powinna umiejętnie rozporządzać dla własnych korzyści[5]. Użycie wobec Górnego Śląska i Zaolzia dyskursu zależnościowego zdradzało nie tylko mocarstwowe przekonania samego pisarza, ale po części wynikało także z mimikry kultury polskiej, która po okresie zaborczym przejęła niemieckie wyobrażenie narodu historycznego i rosyjskie (wielkoruskie) pojęcie „ziem odzyskanych”[6]. Kluczowe dla tego paradygmatu naszej geopolityki i metahistorii było zajmowanie przyległych obszarów, kresów i stref pogranicznych, uznawanych za historycznie polskie, poświadczające długą tradycję polskiej państwowości i dominację nad narodami ościennymi, zaliczanymi przez mocarstwa do „ludów słabszych, z którymi nie należy się liczyć”[7]. Na podstawie tej metahistorii ceremonię zaślubin Polski z Bałtykiem w 1920 r. można było oficjalnie nazwać „odzyskaniem morza polskiego”, a zajęte w 1938 r. przez polskie wojsko Zaolzie – „ziemiami odzyskanymi”[8].
Hiperbolizacja przemysłowej potęgi Śląska w połączeniu z instrumentalnym wyobrażeniem jego roli w dziejach i gospodarce narodowej znalazła wyraz w alegorii kolosalnego „tygla” lub „retorty”, która oznacza – jak w Snobizmie i postępie Stefana Żeromskiego – część piastowskiej przestrzeni, a zarazem „siedlisko nowoczesności”, gdzie może się „wygotować wielkie życie potężnej Polski”[9]. Ten obraz jest oczywiście związany z etosem zorganizowanej pracy zbiorowej, rozwojem przemysłu i urbanizacją, ale stanowi też wyzwanie dla polskiej elity intelektualnej, zobowiązanej do symbolicznego związania regionu z ziemią narodu. Eugeniusz Kwiatkowski – minister przemysłu i wicepremier II Rzeczpospolitej – postrzegał Śląsk jako zadanie stojące przed twórcami, którzy mają dokonać „cudu nad Odrą, zbliżyć odzyskany zachód do Polski”[10]. Ten kolonialny wizerunek ludowo-przemysłowego i jednocześnie piastowskiego regionu, należnego Polakom i niejako wymagającego troski i zaangażowania ze strony polskiej inteligencji, funkcjonował również w literaturze i publicystyce powojennej, m.in. pojawiał w ówczesnym wołaniu „o nowych autorów dla robotniczego Śląska”[11], a także w wezwaniach do budowania nad Odrą polskości. Mieczysław Wionczek w reportażu z Legnicy sygnalizował konieczność odbudowy ziem zachodnich, równie pilną jak odbudowa stolicy, argumentując, że „tam w Warszawie Polska jest, a tu na Śląsku ma być”, oraz podkreślając, że „stawka jest olbrzymia, może jedna z największych w naszych dziejach”[12].
Topos „cudu nad Odrą” nie miał intencji szyderczej, która kierowała publicystami endeckimi, deprecjonującymi zwycięstwo Józefa Piłsudskiego nad Armią Czerwoną przez porównanie bitwy warszawskiej do zjawiska nadprzyrodzonego, tym niemniej przejął z „cudu nad Wisłą” specyficzną historiozofię[13]. Łączył w sobie przeświadczenie o istnieniu opatrznościowej opieki i „sprawiedliwości dziejowej”, oddającej w polskie ręce Śląsk po wiekach politycznej separacji oraz wyręczającej samych Górnoślązaków w ich politycznej i militarnej walce o niezależność od Niemiec, z wizją przemiany wspólnoty narodowej w wielki naród, który dzięki zjednoczeniu wszystkich regionalnych części stanie się nowoczesny i definitywnie suwerenny, a w nieodległym czasie jednolity pod względem kulturowym. Z polskiego punktu widzenia oznaczało to polonizację Śląska, który jako przestrzeń symboliczna nie był nigdy „punktem ogniskowym” (S. Ossowski) na tożsamościowej mapie Polski nowożytnej, ani synekdochą całej przestrzeni ojczystej, i jako taki musiał poddać się asymilacji. Jeżeli nawet dla swoich mieszkańców Górny Śląsk był „domem mentalnym” (A. Legeżyńska), tak jak go kreowali Gustaw Morcinek czy Wilhelm Szewczyk, to jego wartość emocjonalno-identyfikacyjną oceniano przez porównanie do literackich obrazów polskich ojczyzn domowych na zasadzie część–całość, kopia–wzorzec i peryferia–centrum. Kierując się tym samym zależnościowym upodobnieniem do ogólnonarodowego wzorca, powoływano do istnienia śląską Jasną Górę, śląskie Westerplatte, śląski Pawiak i Katyń[14].


Wielkie narracje i doświadczenie „pustki”
Literatura i publicystyka, wyrażające po drugiej wojnie światowej zainteresowanie Śląskiem, Prusami Wschodnimi i Pomorzem, odwoływały się częściej do wizji państwa narodowego niż wielokulturowego. „Myśl zachodnia” („idea zachodnia”) i zbudowana na niej komunistyczna propaganda „ziem macierzystych” zawierała mocne akcenty nacjonalistyczne, antyniemieckie i integrystyczne, związane z etniczno-kulturowym pojęciem narodu i terytorialnym wyobrażeniem Polski w granicach piastowskich[15]. Narracja piastowska w tych warunkach służyła do uzasadniania powojennego status quo, integrowania podzielonego politycznie społeczeństwa wokół obrazu zbiorowej przeszłości, zbudowanej na „tysiącletnim konflikcie” z Niemcami, nakłaniania do osadnictwa na ziemiach zachodnich i północnych, włączania autochtonów do narodu. Była także interpretacją pojęcia ojczystej przestrzeni, odpowiadającą narodowej tożsamości, zorganizowanej w państwie narodowo-terytorialnym wokół wspólnych dziejów, kultury i języka. Towarzyszyła brutalnym wypędzeniom Niemców oraz narodowościowej i wyznaniowej indoktrynacji – nazywanej repolonizacją – słowiańskiej ludności rodzimej, a połączonej często z przymusową deklaracją lojalności wobec nowego państwa[16]. Jednym z twórców programu „krucjaty kultury na Ziemie Odzyskane” był Zdzisław Hierowski, krytyk literacki i śląskoznawca, związany przed 1945 r. z nacjonalistyczno-katolicką prawicą.
Jak można dowiedzieć się z artykułów w „Trybunie Robotniczej” z lat 40., „propagowanie idei zachodniej w społeczeństwie” zalecała Polska Partia Robotnicza, m.in. popierając popularnonaukowe odczyty na ten temat organizowane przez Polski Związek Zachodni[17]. U podstaw polityki narodowościowej i historycznej PRL w sprawie Ziem Zachodnich i Północnych można dostrzec także tezy założyciela i dyrektora Instytutu Zachodniego, Zygmunta Wojciechowskiego, krzewiciela koncepcji polskich „ziem macierzystych” i tysiącletniego antagonizmu polsko-niemieckiego[18]. Aksjomat „ziem odzyskanych” był właściwie niepodważalny w ówczesnej prozie historycznej i eseistyce, chociaż po 1956 r. niektórzy krytycy (np. Zbigniew Kubikowski) wskazywali dydaktyczne i historiozoficzne uproszczenia, które wynikały z jego obecności w literaturze o tematyce regionalnej[19]. Nawet koncepcja Śląska jako „pomostu”, łączącego Polskę z Europą Środkową i Zachodnią, rozwijana w szkicach Tadeusza Mikulskiego Spotkania wrocławskie (1950) oraz Zbigniewa Zielonki, zatytułowanych Śląsk: ogniwo tradycji. Rozważania o historii i kulturze, a publikowanych w latach 70. w opolskiej prasie, nie tyle podważała, co omijała ten aksjomat. Eseiści ci kształtowali obraz przeszłości regionu jako kulturowo-cywilizacyjnego „pasażu” („bramy” lub „drogi”), przestrzeni otwartej na wpływy polskie, czeskie i niemieckie, niejako przenosząc na drugi plan polityczne pytanie „kto tu był wcześniej”. Za ich zasługę należy uznać także upowszechnianie wiedzy o geograficznej rozległości i „płynności” urzędowych granic Śląska, sprzecznej z jego popularnym polskim wyobrażeniem ukształtowanym po pierwszej wojnie światowej. Kontynuacją tego pisarstwa były w latach 90. eseje Henryka Wańka, Andrzeja Zawady czy Romualda Łuczyńskiego, autorów podkreślających uniwersalizm i różnorodność lokalnego dziedzictwa.
Celem polskiej polityki na „ziemiach odzyskanych” była jednak „całkowita unifikacja społeczeństwa” w ramach jednolitej wspólnoty kulturowej[20]. Z tej perspektywy działania na rzecz kultury i tożsamości regionalnej wydawały się sprzeczne z interesem narodowym, a co najmniej podejrzane. Jako przykład można wspomnieć Zjazd Pisarzy Polskich Ziemi Sudeckiej, zorganizowany w Jeleniej Górze i okolicach w maju 1947 r., który zamykał pionierski okres w dziejach miejscowego środowiska literackiego programową „Deklaracją ideową pisarzy sudeckich” (zredagowaną prawdopodobnie przez E. Kozikowskiego). Jej konkluzją była idea „Polaka sudeckiego”, postulat tworzenia tożsamości zbiorowej, związany z miejscową odrębnością historyczną, geograficzną, klimatyczną, etnograficzną i społeczną:


na pisarzach i tych wszystkich, którym leży głęboko na sercu przyszłość ziemi tak niesłychanie bogatej pod każdym względem, spoczywa święty obowiązek tworzenia wartości kulturalnych, wypracowanych nie w ciszy czterech ścian gabinetu, z dala od terenu, ale tu na miejscu, biorąc pod uwagę wszystkie elementy, zarówno historyczne, jak i religijno-społeczne, dobyte z przeszłości Sudetów[21].

Mimo nieobecności w deklaracji akcentów separatystycznych, „Polak sudecki” nie spodobał się nacjonalistycznie nastawionej krytyce. Ze szczególną zaciekłością „Deklarację” atakowały katowicka „Odra” i krakowsko-warszawskie „Odrodzenie”, które pisarzom sudeckim niesłusznie zarzucały dążenie do terytorialnej odrębności. Koncepcja umocowania twórczości literackiej w historii i przestrzeni regionu została nie tylko zdyskredytowana politycznie przez publicystów prasy centralnej, ale spotkała się także z niechęcią ze strony Hierowskiego[22].
Kultura regionalna w PRL, ciesząca się oficjalnym patronatem władz, nie przyczyniła się do stworzenia nośnej mitologii regionalnej, gdyż regionalizm traktowano jako instrument narodowościowej i kulturalnej polityki socjalistycznego państwa, ewentualnie jako folklorystyczny ornament dla jego nadrzędnej „ludowej” ideologii[23]. Lokalna i regionalna przestrzeń w Polsce Ludowej – poza szczególnymi punktami – została niemal zdegradowana do roli nieodróżnialnej części przestrzeni państwowej i narodowej, zatracając w znacznym stopniu społeczną i emocjonalną rangę miejsca własnego, które ludziom z nim związanym daje poczucie kulturowego zadomowienia. Polska Ludowa jako państwo unitarne z założenia nastawiona była na ideologiczną i kulturową wyłączność przestrzenną[24], tworzącą podstawę jej politycznej legitymizacji na Ziemiach Zachodnich i Północnych, dlatego też pojęcie śląskości zostało zawężone do lokalnej odmiany polskości ideologicznej. Na ową lokalność w dyskursie publicznym PRL, poza „makatkowym” folklorem i regionalnymi dziejami ruchu robotniczego, składały się między innymi modernizacyjne koncepcje socjalizmu oraz historyczne, etnograficzne i moralne aksjomaty „idei zachodniej”.
Literacka legenda polskiego Śląska umacniała, co prawda, mityczny obraz regionu jako „ziemi odzyskanej” i „macierzystej”, ale nie rekompensowała intelektualnego, religijnego i kulturowego dziedzictwa, utraconego w wyniku działań wojennych i powojennych grabieży dzieł sztuki, wypędzenia byłych mieszkańców, nacjonalistycznej polityki PPR wobec autochtonów i całej niemieckiej spuścizny poprzednich epok na tym terenie. Także manipulacje takimi historycznymi pojęciami, jak Śląsk i Górny Śląsk „doprowadziły do kuriozalnego przesunięcia obszaru tak nazwanego w przestrzeni geograficznej w stosunku do jego historycznego znaczenia i umiejscowienia w tejże przestrzeni”[25]. Śląskiem już w okresie międzywojennym zaczęto określać wschodnią część Górnego Śląska (później wraz z przylegającymi do niej obszarami Małopolski), a właściwy historyczny region o tej nazwie został po 1945 r. podzielony między Dolny Śląsk, Opolszczyznę, Wielkopolskę i Ziemię Lubuską. Granice administracyjne, dzielące Śląsk na województwa, proksemicznie wyrażały ideał nowoczesnego zcentralizowanego państwa, dążącego do zatarcia odmiennych tożsamości regionalnych. Marc Augé twierdzi, że nowoczesny model podziału terytorium narodowego wynikał z ideałów Rewolucji Francuskiej i pierwotnie zakładał wręcz geometryczny podział kraju na identyczne jednostki administracyjne[26].
Ten projekt integracji regionu z resztą Polski opierał się na założeniu, że jego włączenie do ojczystego terytorium jest kwestią przede wszystkim administracyjno-ideologiczną. Śląsk miał być industrialnym ośrodkiem państwa, przeobrażającego się w śląskiej „retorcie” w kraj ludzi nowoczesnych, reprezentujących zarazem polską tożsamość narodową w wąskim etnicznym sensie. To połączenie okazało się jednak problematyczne. Materialne dziedzictwo ziem zachodnich jako pogranicza ujawniało ich niemiecką historię, a ich polonizacja po drugiej wojnie światowej opierała się przede wszystkim na działaniach politycznych i symboliczno-językowych. To doprowadziło do powstania napięcia między propagowaną przez państwo tożsamością ideologiczną a stosunkiem mieszkańców Śląska do znaków przestrzeni lokalnej, które stanowiły przeszkodę w procesie przejmowania jej na własność. Jednym z pierwszych działań, podejmowanych i wspieranych przez polską administrację, było więc jej odniemczanie, przekształcanie w „symboliczną ziemię niczyją” (B. Waldenfels), podatną na kulturowe i historiograficzne zawłaszczenie. Chociaż proces „programowej degermanizacji”, którego celem było przezwyciężenie historycznej, kulturowej i estetycznej obcości Śląska, rozpoczął się już w okresie międzywojenym, to dopiero po 1945 r. zyskał rangę społecznej kampanii i objął ogromną część kraju[27]. Temu procesowi tacy pisarze zajmujący się problemami Śląska, jak H. Worcell czy A. Baumgardten, przyglądali się do lat 60. raczej aprobatywnie, natomiast już w kolejnej dekadzie w prozie na przykład F. Netza i J. Pluty obraz urzędowego zacierania śladów przeszłości nabrał sensu dwuznacznego, ponieważ polonizacyjne operacje w materialnej przestrzeni poniemieckich miast nie mogły całkowicie unieważnić ich dotychczasowej historii, a co najwyżej dodać do niej kolejną palimpsestową warstwę.
Śląsk w okresie międzywojennym cieszył się w Polsce zainteresowaniem społecznym przede wszystkim z powodu wysokiego stopnia urbanizacji i rozwoju przemysłowego jego wschodniej części. Gdy po 1945 r. cały region znalazł się w granicach państwa, to zainteresowanie jeszcze wzrosło. Grzegorz Strauchold pisze: „Śląsk był krainą – fascynacją. Prowincją – jak można by wnioskować z niektórych wypowiedzi – nieomal baśniową, a w każdym razie wielką obietnicą, gwarancją pewnego osiągnięcia przez Polskę bogactwa, zatem i powodzenia jej mieszkańców”[28]. Nowa władza, tworząc wizerunek regionu, rozpowszechniała narracje tożsamości zbiorowej, które odwoływały się do idei postępu i wielkich projektów społecznych, związanych z urbanizacją, uprzemysłowienieniem i gospodarką planową. Te narracje afirmowały nie tylko projekt rozwoju technologicznego, ale sygnalizowały również nadejście przełomowego momentu dziejów Polski, w którym wraz z przemianami industrialnymi zachodzi rewolucja geopolityczna, socjalna i kulturalna. Bolesław Drobner, organizując w 1945 r. w Krakowie pionierską grupę specjalistów i urzędników, której celem było objęcie Wrocławia polską administracją, nazwał ją w swoich opublikowanych wspomnieniach „arką Noego na wrocławski Ararat”[29]. Figura arki Noego sugerowała w tym wypadku odnowienie kraju i życia społecznego po katastrofie wojny (po „potopie”), ustalała „punkt zero” historii i jej nowy początek, epokę socjalistyczną, a w odniesieniu do ziem poniemieckich przyznanych Polsce  – nowy etap ich dziejów jako części terytorium narodowego. Jak entuzjastycznie napisał w czerwcu 1947 r. Kazimierz Koźniewski w reporterskim opisie drogi wodnej z Koźla do Szczecina, „całe dorzecze Odry znalazło się w jednym zespole geo-politycznym i gospodarczym”[30]. Ten fakt pobudzał wyobraźnię naukowców, dziennikarzy i pisarzy, którzy zachęcani przez działaczy kulturalnych i krytyków literackich, okazywali żywe zainteresowanie historią oraz sytuacją społeczną i cywilizacyjną Nadodrza jako europejskiego makroregionu, problemami pogranicza kulturowego między Niemcami i Polską, kwestią transportu rzecznego i portu w Szczecinie, rybołówstwem i gospodarką rybną na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, osadnikami z różnych stron Europy i autochtonami. Mimo, że propaganda Polski Ludowej od schyłku lat 40. przeciwstawiała się nacjonalistycznej wizji niezmienności podstaw konfliktu polsko-germańskiego, praktycznie w pierwszych powojennych dekadach scenariuszem oswajania Śląska była „myśl zachodnia” i związane z nią narracje[31]. Nie zmieniła tego oficjalna przyjaźń PRL i NRD oraz deklaracje dobrosąsiedzkich stosunków w imię braterstwa socjalistycznych narodów, wyrażające się w kontrnarracji: „będzie bratem”. Tak brzmi tytuł jednego z opowiadań zebranych w antologii prozy ziem zachodnich i północnych Zachodem poszły dzieje (1970), stanowiący polemiczną parafrazę popularnego przysłowia i fragmentu Morialiów Wacława Potockiego: „póki świat światem / Nie będzie nigdy Niemiec Polakowi bratem”. Ta kontrnarracja przeniknęła do powieści socrealistycznych i szkiców o tematyce wrocławskiej i śląskiej z lat 50. (T. Mikulski, Spotkania wrocławskie, W. Żukrowski, Mądre zioła).
Już jednak na przełomie lat 60. i 70. zainteresowanie tematyką zachodnią w kulturze polskiej wyraźnie osłabło, m.in. pod wpływem ówczesnych konfliktów społecznych i zmiany sytuacji kraju w relacjach międzynarodowych po objęciu władzy przez technokratyczną ekipę Edwarda Gierka, otwartą na koncesjonowane kontakty z Zachodem i stopniowo ograniczającą propagandę antyniemiecką. Coraz wyraźniej też zyskiwały na znaczeniu tradycyjne źródła identyfikacji narodowej, odsyłające do patriotyczno-obywatelskich i religijnych wzorów polskości. Także one nie sprzyjały powstawaniu regionalnej tożsamości mieszkańców „ziem odzyskanych”, umacniając w dyskursie społecznym i kulturze – co najmniej do drugiej połowy lat 80. – aksjologiczną przewagę ojczyzny ideologicznej nad prywatną. Miało to szczególne znaczenie dla migrantów, przesiedleńców, repatriantów, słowem – ludzi wykorzenionych. Jeżeli napływowa ludność, osiadła po 1945 r. na terenach poniemieckich, integrowała się społecznie, to w pierwszej kolejności dzięki tożsamości ogólnonarodowej, niejako nadbudowanej nad mocnym zróżnicowaniem kulturowym i obyczajowym. Jej najbardziej nośne wzorce były jednak już anachroniczne, a obrazy ziemi narodu i jej punktów ogniskowych, ukształtowane w kulturze polskiej XIX i początku XX w., urodzonym lub wychowanym na ziemiach zachodnich Polakom mogły wydawać się abstrakcyjne, szczególnie jeżeli dotyczyły obszarów odległych i osobiście nie poznanych, oddzielonych dodatkowo granicą państwa, np. Kresów wschodnich[32]. Ten problem występuje w znanej minipowieści Tadeusza Różewicza Moja córeczka (1966), w której realne napięcie między życiem w prowincjonalnym przemysłowym mieście (zbliżonym do Gliwic) a metropolią jest dodatkowo ilustrowane obrazem świata z Pana Tadeusza A. Mickiewicza, przekazem rozmijającym się z wyobraźnią i moralną wrażliwością młodego pokolenia lat 60. Między tymi tradycjami a nowoczesnym przemysłem kulturowym PRL, reprodukującym w latach „małej stabilizacji” nośne, ale oderwane od lokalnego doświadczenia wzorce obyczajowe, rozwierała się tożsamościowa pustka. Język urzędowy, edukacja szkolna i literatura narodowa dawały, co prawda, mieszkańcom ziem zachodnich poczucie przynależności do ojczyzny ideologicznej, ale nie miały wielkiego wpływu na lokalne więzi społeczne, które ciągle pozostawały nikłe. Jeżeli Nadodrze nie było już „dzikim zachodem”, „przedpieklem” ani „morzem ruin” – jakim wielu pisarzom i dziennikarzom zdawało się w latach 40. – to ciągle jeszcze było wieżą Babel. Ta alegoria mentalno-kulturowej różnorodności, pojawiająca się w dolnośląskich powieściach G. Morcinka i L. Golińskiego była typowa dla literatury po 1956 r., która brała w ten sposób odwet za wymuszony na niej wcześniej konwenans opisu zadomowienia migrantów i ich scalenia w nową wspólnotę w tyglu ziem zachodnich jako procesu oczywistego i zakończonego sukcesem.
Coraz częściej dostrzegano także fakt, że Śląsk i inne regiony „ziem odzyskanych” są przestrzenią symbolicznie spustoszoną, zmienioną w ziemię niczyją i zagospodarowaną co najwyżej materialnie i ideologicznie. Jednym z ciekawszych sposobów wypełnienia pustych znaków nowym znaczeniem była dolnośląska poezja konkretna. Jej tożsamościowy i biograficzny wymiar opisał Tadeusz Sławek:

Jestem zbyt »nowy«, by stanowić z tym miejscem jedność, a jego historia dotyczy mnie tylko pośrednio; mogę zatem stwarzać to miejsce nie będąc krępowany ani przez nadmiar przywiązania, ani przez historyczny pietyzm. Znam jakby nie »treść« (historyczną) tego miejsca, ale aktualną konfigurację jego formy. Współodczuwam z tym miejscem właśnie dlatego, że nie jestem z nim tożsamy, że choć w nim mieszkam, obca mi jest familiarność tubylca[33].

Stanisław Dróżdż i inni dolnośląscy poeci tego nurtu nie ulegali ani mitologii Kresów wschodnich przeniesionych nad Odrę, ani politycznym dyskursom „ziem odzyskanych”, szukając w latach 60. i 70.  swojego sposobu pogodzenia historii regionu i jego kultury z własną biografią i artystyczną świadomością. Twórczość konkretystów była nastawiona nie na gotową narrację tożsamości, ale na grę znaczeń, nie ideologię, lecz materialny wymiar znaku, nie dyskurs historyczny, motywowany społecznie, ale przekaz, którego sens wynika z wewnętrznej „przestrzennej” instrukcji tekstu („konfiguracji formy”), jednorazowo określającej relację komunikatu, jego podmiotu i odbioru. Jawną „pustkę” w przestrzeni zrujnowanego Wrocławia w okresie socjalistycznym zapełniano także w sposób zorganizowany, np. poprzez konkursy dla wrocławskich poetów, których wiersze miały pojawić się na pustych szczytowych ścianach budynków, i przez malowanie na tych ścianach murali, których „powstanie było warunkowane »brakiem«, a nie rozwojem czy postępem”[34]. Ślady postrzegania Śląska jako „pustego” miejsca (terra nulla), zamieszkanego przez ludzi pozbawionych lokalnej pamięci kulturowej i tożsamości regionalnej, były obecne w dziennikach, esejach, poezji i prozie okresu PRL (m.in. M. Dąbrowskiej, T. Różewicza, S. Grochowiaka, J. Pluty, J. Łozińskiego), ale kluczowym problemem większych narracji literackich i reportażowych stały się dopiero po 1989 roku.

"Ślązaczenie" Śląska
Koniec PRL w 1989 r. nie oznaczał bynajmniej schyłku Polski jako państwa unitarnego i scentralizowanego, doprowadził jednak do upodmiotowienia mniejszości narodowych, niektórych grup etnicznych i środowisk prowincjonalnych. Tej ustrojowej transformacji towarzyszył proces rewizji pamięci zbiorowej, dotąd selektywnej lub ideologicznie zafałszowanej. Bohaterami dzieł literatury polskiej, których autorzy podejmowali problemy najnowszej historii, znowu stali się Ślązacy, Mazurzy i Kaszubi oraz mieszkający w Polsce Niemcy i Czesi, często wyznania ewangelickiego, rzec można – ludzie raz jeszcze „odzyskani”[35]. Tym razem jednak tłem ich losów była nie tyle narracja dziejów zbiorowych, co autobiografia lub opowieść rodzinna albo mikrohistoria w postaci lokalnej kroniki, gdyż właśnie lokalność – i konkretne umiejscowienie – było główną przesłanką ich tożsamości. Z tego powodu Śląsk został podzielony w literaturze na niewielkie „małe ojczyzny” i strony rodzinne, np. Ziemię Cieszyńską J. Pilcha, Gliwice J. Kornhausera, Bielawę H. Klimko-Dobrzanieckiego, Nową Rudę K. Maliszewskiego, Bytom Odrzański M. Sidorskiej-Ryczkowskiej, Wrocław P. Siemiona, Chorzów W. Kuczoka, Mysłowice S. Szymutki, które pełniły rolę nie tylko przestrzeni przedstawionej, lecz również uczestnika historycznej lub biograficznej akcji. Jednym z problemów tej literatury była „prowincjonalność” Śląska, oznaczająca albo zepchnięcie jego mieszkańców na margines narodowej – niemieckiej, czeskiej lub polskiej – historii albo ich uprzedmiotowienie oraz polityczne, gospodarcze i kulturowe podporządkowanie „centrum”. Używając zależnościowego instrumentarium bell hooks, można powiedzieć, że autorzy takich szkiców i reportaży, jak Nagrobek ciotki Cili S. Szymutki (2001), Czarny ogród M. Szejnert (2007), Piąta strona świata K. Kutza (2010) czy Miedzianka. Historia znikania F. Springera (2011), oddali głos pospolitym świadkom losów rodziny, sąsiadów, miasta i regionu. Ten głos jest prywatny, kolokwialny, często wewnętrznie sprzeczny, stronniczy i nasycony partykularnymi pretensjami, ale – ponieważ tożsamość mieszkańców Śląska i jego historia zostały wchłonięte przez wielkie narracje nowoczesności – naprawdę ich własne jest tylko to, co opowiedziane jako doświadczone, praktyczne, lokalne, przypadkowe, konkretne, cielesne, fragmentaryczne i jednostkowe[36]. Ten głos – pisze K. Uniłowski – „nie chce” mitu ani logosu, aby „nie trafić w niewolę pustego, choć składającego tyle obietnic, słowa”[37]. Trawestując „ślązaczenie” Kutza, można powiedzieć, że jest to śląz(n)aczenie, rewindykacja utraconych lub niepoprawnych znaczeń śląskości. To demaskacja języka „centrum”, podważenie dyktowanej z jego perspektywy narracji „całości”, esencjalnego, narodowego i cywilizacyjnego dyskursu tożsamości nowoczesnej.
Na Śląsku przedmiotem tego dyskursu jest niemiecka i czeska przeszłość regionu, która przecina się z polską historią. Literatura po 1989 r. jest więc w znacznej mierze próbą stworzenia takiej symboliczno-kulturowej przestrzeni, która nie zacierając odmiennych tradycji łączyłaby jego dawnych i dzisiejszych mieszkańców ponad nowoczesnymi podziałami. Tak regionalną wspólnotę znaczeń rozumie Olga Tokarczuk. „Bardzo mi zależało – napisała autorka Domu dziennego, domu nocnego o swojej powieści – żeby ta książka była zrozumiała dla innych, dla sąsiadów zza czeskiej granicy i dla Niemców, sąsiadów sprzed wojny”[38]. Ta wspólnota opiera się z jednej strony na intelektualnym i cywilizacyjnym dziedzictwie Śląska, zwłaszcza jego zachodniej części, które jest źródłem fascynacji takich pisarzy jak O. Tokarczuk, H. Waniek, A. Zawada i M. Krajewski, z drugiej, na biografii lub pamięci rodzinnej. Kreowane w ich tekstach metafory tożsamości (np. „Bresław” Zawady, „niskie łąki” Siemiona i „nieskończenie wielkie pogranicze” Tokarczuk) zrywają z „rdzennością” i „monolitycznością” nacjonalistycznego dyskurs nowoczesnych metropolii wobec terytoriów zależnych, a podkreślają różnorodność, otwartość oraz zmienność tożsamości migrantów i mieszkańców pogranicza, akcentując przy tym wspólnotę historycznego, biograficznego lub społecznego doświadczenia, która może ich łączyć.

Wojciech Browarny


Przypisy:

[1] Ewolucję obrazu ojczyzny ideologicznej w kulturze polskiej, poczynając od jej dziewiętnastowiecznego modelu obecnego w narracjach patriotycznych, a cechującego się jeszcze przewagą regionalnych punktów ogniskowych (takich jak  „nadniemeńska ojczyzna” A. Mickiewicza) nad precyzyjnymi granicami kraju jako całości przeanalizował Stanisław Ossowski. Jego zdaniem, w drugiej połowie XIX stulecia zarysowała się koncepcja ojczyzny integralnej i jednorodnej, opartej na przestrzennej wyłączności, terytorialnie zdeterminowanej wyraźnymi granicami, której „instytucjonalizacją jest nowoczesne państwo nacjonalistyczne”. Stanisław Ossowski, O ojczyźnie i narodzie, Warszawa 1984, s. 59.
[2] Na początku XX w. w publicystyce endeckiej, np. na łamach „Przeglądu Wszechpolskiego”, określenie „macierz polska” występowało w znaczeniu kulturowo-terytorialnym, obok takich terminów geopolitycznych, jak „Kresy zachodnie” i „Polska etnograficzna”. To znaczenie utrwaliło się w okresie międzywojennym, gdy pisano o Śląsku, który trzeba związać „nierozerwalnie z Macierzą” ([odezwa prezesa zarządu Okręgu Śląskiego Związku Obrony Kresów Zachodnich], „Strażnica Zachodnia” 1928, nr 2, s. 5) po 600 latach oderwania od „macierzystej ziemi polskiej” (Jan Ludyga-Laskowski, W piętnastą rocznicę walk o wolność Górnego Śląska, „Drogowskazy” 1936, nr 4, s. 1).
[3] Zob. Andrzej Notkowski, Robotnik polski schyłku XIX wieku – postawy wobec rzeczywistości (Kilka migawek z literatury lat 70.–90.), w: Przemiany formuły polskości w drugiej połowie XIX wieku, red. Janusz Maciejewski, Warszawa 1999.
[4] Ksawery Pruszyński, Węgiel i człowiek oraz O królu i o Stachu, w: tegoż, Wybór pism publicystycznych, t. 1, Kraków 1966, s. 49.
[5] Melchior Wańkowicz, Sztafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym, Warszawa 2012, s. 224.
[6] „Ziemiami odzyskanymi” Katarzyna II nazwała zachodnie tereny Rosji, odebrane Rzeczpospolitej w wyniku zaborów, a zatem obecność tego terminu w polskim dyskursie gepolitycznym po odzyskaniu niepodległości mogła wynikać z „zależnościowego” przyswojenia rosyjskiego dyskursu imperialno-pansłowiańskiego (rosyjską proweniencję ma też pojęcie ziem powracających do „macierzy”). Zob. Jan Sowa, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Kraków 2011, s. 467.
[7] Komentując zajęcie Zaolzia, Wańkowicz interpretował lekceważenie polskich żądań terytorialnych na konferencji w Monachium jako „figę modą genewską, serwowaną skutecznie ludom słabszym, z którymi nie należy się liczyć”. Z tego punktu widzenia zbrojne zajęcie tej części Górnego Śląska wbrew decyzji mocarstw stanowiło dowód siły Polski jako wielkiego narodu historycznego. Melchior Wańkowicz, dz. cyt., s. 472.
[8] Już na początku XX w. terminu tego używali publicyści „Przeglądu Wszechpolskiego” (m.in. Jan L. Popławski i L. Warwas), którzy pisali o konieczności „odzyskania” Śląska i Mazur. Ta szczególna potrzeba historii i kontynuacji, szukanie uzasadnienia w odległych dziejach – pisze Jürgen Joachimsthaler – jako element ideologii »ziem odzyskanych« była „prawdopodobnie dogłębnie zakorzeniona w historiozoficznie stworzonej konstrukcji narodu polskiego w okresie zaborów – »to, co własne« jest tym, co historycznie usprawiedliwione”. Jürgen Joachimsthaler, Wielokrotnie wyobrażona prowincja. Śląsk między wizją a rzeczywistością, przeł. Natalia Żarska, w: Śląsk. Rzeczywistości wyobrażone, red. Wojciech Kunicki, Poznań 2009.
[9] Cyt. za Witold Nawrocki, Trwanie i powrót. Szkice o literaturze Ziem Zachodnich, Poznań 1969, s. 84.
[10] Tamże, s. 86.
[11] Lewy, O ożywienie życia literackiego Śląska, „Trybuna Robotnicza” 1947, nr 42(713) z 11 lutego 1947 r., s. 7.
[12] Mieczysław Wionczek, Problemy śląskie (Lignica, w czerwcu), „Odrodzenie” 1945, nr 32, s. 5.
[13] „Cud nad Odrą” konstatował w 1973 r. Ignacy Rutkiewicz w niemieckojęzycznym albumie o Wrocławiu, stwierdzając, że historyczna zmiana jaką jest „powrót” Polaków na „dawne polskie ziemie” jest „restytucją starych, nieprzedawnionych praw narodu”. Cyt. za Gregor Thum, Obce miasto. Wrocław 1945 i potem, przeł. Małgorzata Słabicka, Wrocław 2008, s. 256.
[14] Zob. Ks. Jerzy Andrzej Klichta, Dzieje Śląska „pod strzechy”, czyli o cudzie nad Odrą, Kuźnia Raciborska – Racibórz – Wrocław 2004.
[15] Zob. np. Antoni Czubiński, Polska myśl zachodnia XIX i XX wieku, Poznań 1999; Grzegorz Strauchold, Myśl zachodnia i jej realizacja w Polsce Ludowej w latach 1945-1957, Toruń 2003; Halina Tumolska, Mitologia Kresów Zachodnich w pamiętnikarstwie i beletrystyce polskiej (1945-2000). Szkice do dziejów kultury pogranicza, Toruń 2007.
[16] Zob. Thomas Urban, Utracone ojczyzny, przeł. Agnieszka Kowaluk, Warszawa 2007.
[17] Propagowanie idei zachodniej w społeczeństwie, „Trybuna Robotnicza” 1947, nr 40(711), z dnia 9 lutego 1947 r., s. 3.
[18] Zob. Gregor Thum, dz. cyt., s. 236-238; Grzegorz Strauchold, Ziemie Zachodnie – pojęcie z zakresu geografii historycznej (studium poglądów od połowy XIX w. do 1945 r.), w: Ziemie Zachodnie – historia i perspektywy, red. Wojciech Kucharski i Grzegorz Strauchold, Wrocław 2011, s. 32.
[19] Zbigniew Kubikowski, Bezpieczne małe mity, Wrocław 1965, s. 123 i n.
[20] Aleksander Rogalski, Akcja kulturalna na Ziemiach Odzyskanych. Podstawy, założenia i plan realizacji, w: Odzyskane ziemie – odzyskani ludzie. Ze współczesnych zagadnień Ziem Odzyskanych, Poznań 1946, s. 56.
[21] Cyt. za Jerzy B. Kos, U podnóża Karkonoszy. Z dziejów dolnośląskiego środowiska literackiego, „Pomosty” 1997/1998, z. II-III, s. 180. Problem „Polaka sudeckiego” analizuje też Joanna Nowosielska-Sobel w artykule „Czy istnieje Polak sudecki?” Z problemów kształtowania się tożsamości zbiorowej ludności Dolnego Śląska na przykładzie Ziemi Jeleniogórskiej w latach 60. XX w., w: Dolnoślązacy? Kształtowanie tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej, red. Joanna Nowosielska-Sobel i Grzegorz Strauchold, Wrocław 2007.
[22] Jerzy B. Kos, dz. cyt., s. 186.
[23] Tej funkcji powojennej folkloryzacji Górnego Śląska krytycznie przyjrzała się Aleksandra Kunce, w: Aleksandra Kunce, Zbigniew Kadłubek, Myśleć Śląsk. Wybór esejów, Katowice 2007, s. 257 i n.
[24] Związek z przestrzenią, doświadczaną jako wyjątkowa i niezastępowalna, może stać się przesłanką tożsamości jednostkowej, regionalnej, narodowej czy grupowej, przy czym istnieją dwa modelowe rodzaje tej więzi: 1) wyłączność przestrzenna i 2) umiejscowienie. Ta pierwsza przysługuje na przykład państwu lub miastu, ponieważ oficjalne istnienie na tym samym terytorium dwóch państw lub miast równocześnie jest niemożliwe. Umiejscowienie natomiast cechuje takie stowarzyszenia i organizacje społeczne, które „zgodnie ze swym immanentnym sensem nie mają odniesienia do przestrzeni”. Georg Simmel, Pisma socjologiczne, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 2008, s. 369.
[25] Artur Tworek, O sytuacji językowej Wrocławia dawniej i dziś, [w:] My wrocławianie. Społeczna przestrzeń miasta, dz. cyt., s. 184. Grzegorz Pisarski twierdzi, że „mocno zakorzenione stereotypy z okresu międzywojennego, gdy w II Rzeczpospolitej istniało województwo śląskie, po plebiscytach utrwaliły pogląd, że to co śląskie na Śląsku zlokalizowane zostało w polskiej części Górnego Śląska”. Grzegorz Pisarski, Łużyce a tożsamość Dolnoślązaków, [w:] Dolnoślązacy? Kształtowanie tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej, dz. cyt., s. 74.
Zbigniew Zielonka w szkicu Gdzie leży Śląsk? wyjaśniał, że historycznie rzecz biorąc polonocentryczne „pojęcie »Śląska« charakteryzowało się ekspansją ku południowi i południowemu wschodowi. W tym kierunku ekspansja ta objawia się aż do dnia dzisiejszego – ze szkodą (że się tak wyrażę) dla historycznego [Śląska – WB], tj. Dolnego Śląska”. Na „zacieśnienie” tego pojęcia wpłynęło to, że po pierwszej wojnie światowej na wschodnim skraju Górnego Śląska „utworzono polskie województwo śląskie z siedzibą w Katowicach i bodajże ta terminologia wpłynęła już w latach międzywojennych na zacieśnienie pojęcia Śląska w świadomości potocznej” do w przybliżeniu terytorium tegoż województwa. Zbigniew Zielonka, Śląsk: ogniwo tradycji. Rozważania o historii i kulturze, Katowice 1981, s. 143. O przeniesieniu pojęcia „Śląsk” na wschodnią część Górnego Śląska, tj. okolice Katowic, pisze też Joachimsthaler, który uważa, że wynikało to z faktu, że polskie władze kształtowały narodową tożsamość mieszkańców tego subregionu, odwołując się po 1921 r. do jego polsko-śląskiej specyfiki, podczas gdy w zachodnich częściach regionu tę tożsamość stwarzano po 1945 r. od nowa. Jürgen Joachimsthaler, dz. cyt., s. 481.
[26] Marc Augé, Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, przeł. Roman Chymkowski, Warszawa 2010, s. 43.
[27] O usuwaniu niemieckich śladów z przestrzeni „ziem odzyskanych” pisze Marek Zybura w pracy Pomniki niemieckiej przeszłości. Dziedzictwo kultury niemieckiej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Warszawa 1999, s. 8-15. „Polacy z Kresów i Polski centralnej, przybywający po wojnie na poniemieckie ziemie Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich, zajmowali nie propagandowo reklamowaną mityczną ojcowiznę, ile raczej konkretną ‘obcowiznę’. Obce było wszystko: krajobraz tych ziem, szata estetyczna i warstwa symboliczna ich zabudowy, forma i stopień ich uprzemysłowienia oraz rolniczego zagospodarowania, ich tkanka kulturowa, ba – ich regionalna historia”. Tamże, s. 8.
[28] Grzegorz Strauchold, Myśl zachodnia i jej realizacja w Polsce Ludowej w latach 1945-1957, dz. cyt., s. 128-129.
[29] Bolesław Drobner, Zdobyliśmy polskie Złote Runo, w: Trudne dni. Wrocław 1945 r. we wspomnieniach pionierów, t. 1., Wrocław 1960, s. 85.
[30] Kazimierz Koźniewski,  Żywioły. Rzecz o Ziemiach Zachodnich Rzeczypospolitej, Poznań 1948.
[31] Augé zwraca uwagę, że nie-miejsca definiowane są nie przez tożsamość i zadomowienie, ale przez „instrukcje obsługi”, gdyż wejście w interakcję z obcą przestrzenią umożliwia i reguluje tekst. Marc Augé, dz. cyt., s. 65. Jeżeli przyjąć, że „ziemie odzyskane” jako ziemie niczyje i symbolicznie spustoszone stały się nie-miejscem, to ich „instrukcją obsługi” była m.in. narracja piastowsko-modernizacyjna.
Tuż po nominacji na prezydenta Wrocławia przez Tymczasowy Rząd RP (następcę PKWN) B. Drobner skontaktował się z Polskim Związkiem Zachodnim w Krakowie, przygotowując się do przejęcia miasta wedle m.in. sugestii związku. Zob. Bolesław Drobner, dz. cyt., s. 80. Zarówno B. Drobner, jak i ks. kanonik Kazimierz Lagosz, organizator polskiego biskupstwa we Wrocławiu, publicznie używali w 1945 r. określenia „Macierz” i nawiązywali do „tradycji Piastów Śląskich”. Tamże, s. 93.
[32] Zob. Bogusław Bakuła, Polska i kolonialna przeszłość dzisiaj, „Nowa Krytyka. Czasopismo Filozoficzne” 2011, nr 26-27, s. 175.
[33] Tadeusz Sławek, Między literami. Szkice o poezji konkretnej, Wrocław 1989, s. 91-92.
[34] Mateusz Palka, Pamięć na ścianach. Wrocławskie murale z obiektywie Bogdana Konopki, „Pamięć i Przyszłość” 2012, nr 2(16), s. 77.
[35] „Ludźmi odzyskanymi” w powojennej publicystyce propagandowo nazywano m.in. repolonizowanych autochtonów (zob. np. Edmund Męclewski, Ziemie odzyskane i odzyskani ludzie, w: Odzyskane ziemie – odzyskani ludzie. Ze współczesnych zagadnień Ziem Odzyskanych, dz. cyt.).
[36] bell hook, Margines jako miejsce radykalnego otwarcia, przeł. Ewa Domańska, „Literatura na Świecie” 2008, nr 1/2, s. 109-110.
[37] Krzysztof Uniłowski, Zamiast posłowia, w: Stefan Szymutko, Nagrobek ciotki Cili, Katowice 2001, s. 92.
[38] Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Warszawa 2012, s. 135-136.