Gdy w drugiej
połowie XIX w. kształtowało się w polskiej kulturze nowoczesne (samo)określenie
narodu, związane z tożsamością językowo-etniczną i wyobrażeniem ziemi ojczystej
jako „wszechpolskiej” całości, obejmowany był nim także Śląsk. Temu pojęciu
ojczyzny sprzyjała poromantyczna kategoria rdzennej kultury ludowej,
stanowiącej spoiwo wspólnot regionalnych z narodem, a także koncepcja legitymizacji
polskich roszczeń terytorialnych na Zachodzie, która odwoływała się do
historycznych lub pseudohistorycznych przesłanek rodzimości Nadodrza i Pomorza
oraz ich związku z Polską piastowską. To pojmowanie racji do terytoriów
zachodnich stało się częścią geopolitycznego programu formacji
narodowo-demokratycznej, która dążyła i do scalenia wszystkich części ziemi
narodu, i do stworzenia monolitycznej wspólnoty polskiej, opartej o jednorodną
tożsamość etniczną i pamięć historyczną, ostatecznie usankcjonowaną instytucją
przyszłego unitarnego państwa[1].
Literackim odpowiednikiem tej ideologii i związanej z nią metahistorii były
„piastowskie” powieści J.I. Kraszewskiego, H. Sienkiewicza czy Włodzimierza
Trąmpczyńskiego. Z tej tradycji wywodzą się pojęcia Kresów zachodnich,
słowiańskiej macierzy i antygermańskiego przedmurza oraz retoryka kulturowej
polonizacji „ziem odzyskanych”[2].
Jednocześnie w
literaturze i publicystyce pojawił się obraz Śląska jako regionu szczególnie
zurbanizowanego i uprzemysłowionego, reprezentującego takie wartości, jak etos
pracy i cywilizacyjny postęp. Tożsamość jego mieszkańców była porównywana z
ówczesnym wzorcem polskości robotniczej. Na przełomie XIX i XX w. proza
pozytywistyczna, m.in. nowele oraz powieści A. Świętochowskiego i A. Gruszeckiego,
rozpowszechniała wyobrażenie górnośląskiego robotnika, socjalnie zbliżonego do
polskiego proletariatu, ale postrzeganego jako „obcy” ze względu na różnice
obyczajowe i odmienną przynależność państwową. Ten stereotyp łączył często
uznanie dla zawodowej solidności śląskiego ludu z przeświadczeniem o jego
kulturowej lub politycznej obcości („prusactwo”) i niższości („gbur”)[3].
Analogiczne przeświadczenie funkcjonowało w Niemczech, przy czym obcość i
niższość były implikowane przez polskość (słowiańskość) mieszkańców Prus,
Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska. Chociaż polska nacjonalistyczna idea
tożsamości regionalnej Śląska i niemieckie kolonialne postrzeganie
europejskiego Wschodu wchodziły w relację antagonistyczną, reprezentowały de
facto podobny projekt integracji regionów państwa, którego suwerenem jest
jednorodny naród.
Między
modernizacją a zależnością
Ksawery
Pruszyński, opisując w latach 30. zmianę układu „bajek, jakimi obdarzyła nas
historia”, zauważył, że po 1918 r. obok opowieści piastowskiej pojawił się nowy
wizerunek Śląska[4]. Ten „inny
Śląsk” był przemysłowy, robotniczy i patriotyczny, a jego obraz należał do
wizji Polski nowoczesnej, zdemokratyzowanej i odrodzonej jako niepodległe
państwo dzięki walce i woli jej całego narodu do samostanowienia. Tym
„odleżałym i pożółkłym” opowieściom o regionie reporter przeciwstawiał trzecią
narrację. Mimo kanonizacji piastowskiej, powstańczo-patriotycznej i
modernizacyjnej (industrialnej) historii Górnego Śląska w literaturze i pamięci
zbiorowej, sposób jego traktowania przez polską administrację legitymizowano
jednak dyskursem, w którym panowała retoryka cywilizacyjnej, gospodarczej i
polonizacyjnej „misji”. Jej przedmiotem była rodzima ludność regionu, posądzana
o kulturalną niedojrzałość lub polityczną nielojalność. Efektem tej
orientalizującej narracji było utrwalenie się obrazu Śląska „czarnego,
węglowego i ludowego”, postrzeganego jako zagłębie surowców naturalnych dla
przemysłu i rezerwuar siły roboczej, podporządkowanego politycznej metropolii i
jej ogólnonarodowym normom (np. językowym), pozbawionego społecznych i
kulturalnych elit oraz własnej podmiotowej historii. Ten protekcjonalny
stosunek do niego reprezentował m.in. Melchior Wańkowicz w Sztafecie (1939),
porównując region do cyklopa, „uprzemysłowionego a prymitywnego”, którego
potencjałem Polska powinna umiejętnie rozporządzać dla własnych korzyści[5].
Użycie wobec Górnego Śląska i Zaolzia dyskursu zależnościowego zdradzało nie
tylko mocarstwowe przekonania samego pisarza, ale po części wynikało także z
mimikry kultury polskiej, która po okresie zaborczym przejęła niemieckie
wyobrażenie narodu historycznego i rosyjskie (wielkoruskie) pojęcie „ziem
odzyskanych”[6]. Kluczowe
dla tego paradygmatu naszej geopolityki i metahistorii było zajmowanie przyległych
obszarów, kresów i stref pogranicznych, uznawanych za historycznie polskie,
poświadczające długą tradycję polskiej państwowości i dominację nad narodami
ościennymi, zaliczanymi przez mocarstwa do „ludów słabszych, z którymi nie
należy się liczyć”[7]. Na
podstawie tej metahistorii ceremonię zaślubin Polski z Bałtykiem w 1920 r.
można było oficjalnie nazwać „odzyskaniem morza polskiego”, a zajęte w 1938 r.
przez polskie wojsko Zaolzie – „ziemiami odzyskanymi”[8].
Hiperbolizacja
przemysłowej potęgi Śląska w połączeniu z instrumentalnym wyobrażeniem jego
roli w dziejach i gospodarce narodowej znalazła wyraz w alegorii kolosalnego
„tygla” lub „retorty”, która oznacza – jak w Snobizmie i postępie
Stefana Żeromskiego – część piastowskiej przestrzeni, a zarazem „siedlisko
nowoczesności”, gdzie może się „wygotować wielkie życie potężnej Polski”[9].
Ten obraz jest oczywiście związany z etosem zorganizowanej pracy zbiorowej,
rozwojem przemysłu i urbanizacją, ale stanowi też wyzwanie dla polskiej elity
intelektualnej, zobowiązanej do symbolicznego związania regionu z ziemią
narodu. Eugeniusz Kwiatkowski – minister przemysłu i wicepremier II
Rzeczpospolitej – postrzegał Śląsk jako zadanie stojące przed twórcami, którzy
mają dokonać „cudu nad Odrą, zbliżyć odzyskany zachód do Polski”[10].
Ten kolonialny wizerunek ludowo-przemysłowego i jednocześnie piastowskiego
regionu, należnego Polakom i niejako wymagającego troski i zaangażowania ze
strony polskiej inteligencji, funkcjonował również w literaturze i publicystyce
powojennej, m.in. pojawiał w ówczesnym wołaniu „o nowych autorów dla
robotniczego Śląska”[11],
a także w wezwaniach do budowania nad Odrą polskości. Mieczysław Wionczek w
reportażu z Legnicy sygnalizował konieczność odbudowy ziem zachodnich, równie
pilną jak odbudowa stolicy, argumentując, że „tam w Warszawie Polska jest, a tu na Śląsku ma być”, oraz podkreślając, że „stawka jest
olbrzymia, może jedna z największych w naszych dziejach”[12].
Topos „cudu nad
Odrą” nie miał intencji szyderczej, która kierowała publicystami endeckimi,
deprecjonującymi zwycięstwo Józefa Piłsudskiego nad Armią Czerwoną przez
porównanie bitwy warszawskiej do zjawiska nadprzyrodzonego, tym niemniej
przejął z „cudu nad Wisłą” specyficzną historiozofię[13].
Łączył w sobie przeświadczenie o istnieniu opatrznościowej opieki i
„sprawiedliwości dziejowej”, oddającej w polskie ręce Śląsk po wiekach
politycznej separacji oraz wyręczającej samych Górnoślązaków w ich politycznej
i militarnej walce o niezależność od Niemiec, z wizją przemiany wspólnoty narodowej
w wielki naród, który dzięki zjednoczeniu wszystkich regionalnych części stanie
się nowoczesny i definitywnie suwerenny, a w nieodległym czasie jednolity pod
względem kulturowym. Z polskiego punktu widzenia oznaczało to polonizację
Śląska, który jako przestrzeń symboliczna nie był nigdy „punktem ogniskowym”
(S. Ossowski) na tożsamościowej mapie Polski nowożytnej, ani synekdochą całej
przestrzeni ojczystej, i jako taki musiał poddać się asymilacji. Jeżeli nawet
dla swoich mieszkańców Górny Śląsk był „domem mentalnym” (A. Legeżyńska), tak
jak go kreowali Gustaw Morcinek czy Wilhelm Szewczyk, to jego wartość
emocjonalno-identyfikacyjną oceniano przez porównanie do literackich obrazów
polskich ojczyzn domowych na zasadzie część–całość, kopia–wzorzec i peryferia–centrum.
Kierując się tym samym zależnościowym upodobnieniem do ogólnonarodowego wzorca,
powoływano do istnienia śląską Jasną Górę, śląskie Westerplatte, śląski Pawiak
i Katyń[14].
Wielkie narracje i doświadczenie „pustki”
Literatura i
publicystyka, wyrażające po drugiej wojnie światowej zainteresowanie Śląskiem,
Prusami Wschodnimi i Pomorzem, odwoływały się częściej do wizji państwa
narodowego niż wielokulturowego. „Myśl zachodnia” („idea zachodnia”) i
zbudowana na niej komunistyczna propaganda „ziem macierzystych” zawierała mocne
akcenty nacjonalistyczne, antyniemieckie i integrystyczne, związane z
etniczno-kulturowym pojęciem narodu i terytorialnym wyobrażeniem Polski w
granicach piastowskich[15].
Narracja piastowska w tych warunkach służyła do uzasadniania powojennego status
quo, integrowania podzielonego politycznie społeczeństwa wokół obrazu
zbiorowej przeszłości, zbudowanej na „tysiącletnim konflikcie” z Niemcami,
nakłaniania do osadnictwa na ziemiach zachodnich i północnych, włączania
autochtonów do narodu. Była także interpretacją pojęcia ojczystej przestrzeni,
odpowiadającą narodowej tożsamości, zorganizowanej w państwie
narodowo-terytorialnym wokół wspólnych dziejów, kultury i języka. Towarzyszyła
brutalnym wypędzeniom Niemców oraz narodowościowej i wyznaniowej indoktrynacji
– nazywanej repolonizacją – słowiańskiej ludności rodzimej, a połączonej często
z przymusową deklaracją lojalności wobec nowego państwa[16].
Jednym z twórców programu „krucjaty kultury na Ziemie Odzyskane” był Zdzisław
Hierowski, krytyk literacki i śląskoznawca, związany przed 1945 r. z nacjonalistyczno-katolicką
prawicą.
Jak można
dowiedzieć się z artykułów w „Trybunie Robotniczej” z lat 40., „propagowanie
idei zachodniej w społeczeństwie” zalecała Polska Partia Robotnicza, m.in. popierając
popularnonaukowe odczyty na ten temat organizowane przez Polski Związek
Zachodni[17]. U podstaw
polityki narodowościowej i historycznej PRL w sprawie Ziem Zachodnich i
Północnych można dostrzec także tezy założyciela i dyrektora Instytutu
Zachodniego, Zygmunta Wojciechowskiego, krzewiciela koncepcji polskich „ziem
macierzystych” i tysiącletniego antagonizmu polsko-niemieckiego[18].
Aksjomat „ziem odzyskanych” był właściwie niepodważalny w ówczesnej prozie
historycznej i eseistyce, chociaż po 1956 r. niektórzy krytycy (np. Zbigniew
Kubikowski) wskazywali dydaktyczne i historiozoficzne uproszczenia, które
wynikały z jego obecności w literaturze o tematyce regionalnej[19].
Nawet koncepcja Śląska jako „pomostu”, łączącego Polskę z Europą Środkową i
Zachodnią, rozwijana w szkicach Tadeusza Mikulskiego Spotkania wrocławskie
(1950) oraz Zbigniewa Zielonki, zatytułowanych Śląsk: ogniwo tradycji.
Rozważania o historii i kulturze, a publikowanych w latach 70. w opolskiej
prasie, nie tyle podważała, co omijała ten aksjomat. Eseiści ci kształtowali
obraz przeszłości regionu jako kulturowo-cywilizacyjnego „pasażu” („bramy” lub
„drogi”), przestrzeni otwartej na wpływy polskie, czeskie i niemieckie, niejako
przenosząc na drugi plan polityczne pytanie „kto tu był wcześniej”. Za ich
zasługę należy uznać także upowszechnianie wiedzy o geograficznej rozległości i
„płynności” urzędowych granic Śląska, sprzecznej z jego popularnym polskim
wyobrażeniem ukształtowanym po pierwszej wojnie światowej. Kontynuacją tego
pisarstwa były w latach 90. eseje Henryka Wańka, Andrzeja Zawady czy Romualda
Łuczyńskiego, autorów podkreślających uniwersalizm i różnorodność lokalnego
dziedzictwa.
Celem polskiej
polityki na „ziemiach odzyskanych” była jednak „całkowita unifikacja
społeczeństwa” w ramach jednolitej wspólnoty kulturowej[20].
Z tej perspektywy działania na rzecz kultury i tożsamości regionalnej wydawały
się sprzeczne z interesem narodowym, a co najmniej podejrzane. Jako przykład
można wspomnieć Zjazd Pisarzy Polskich Ziemi Sudeckiej, zorganizowany w
Jeleniej Górze i okolicach w maju 1947 r., który zamykał pionierski okres w
dziejach miejscowego środowiska literackiego programową „Deklaracją ideową
pisarzy sudeckich” (zredagowaną
prawdopodobnie przez E. Kozikowskiego). Jej konkluzją była idea „Polaka
sudeckiego”, postulat tworzenia tożsamości zbiorowej, związany z miejscową
odrębnością historyczną, geograficzną, klimatyczną, etnograficzną i społeczną:
na
pisarzach i tych wszystkich, którym leży głęboko na sercu przyszłość ziemi tak
niesłychanie bogatej pod każdym względem, spoczywa święty obowiązek tworzenia
wartości kulturalnych, wypracowanych nie w ciszy czterech ścian gabinetu, z
dala od terenu, ale tu na miejscu, biorąc pod uwagę wszystkie elementy, zarówno
historyczne, jak i religijno-społeczne, dobyte z przeszłości Sudetów[21].
Mimo nieobecności w deklaracji
akcentów separatystycznych, „Polak sudecki” nie spodobał się nacjonalistycznie
nastawionej krytyce. Ze szczególną zaciekłością „Deklarację” atakowały
katowicka „Odra” i krakowsko-warszawskie „Odrodzenie”, które pisarzom sudeckim
niesłusznie zarzucały dążenie do terytorialnej odrębności. Koncepcja umocowania
twórczości literackiej w historii i przestrzeni regionu została nie tylko
zdyskredytowana politycznie przez publicystów prasy centralnej, ale spotkała
się także z niechęcią ze strony Hierowskiego[22].
Kultura
regionalna w PRL, ciesząca się oficjalnym patronatem władz, nie przyczyniła się
do stworzenia nośnej mitologii regionalnej, gdyż regionalizm traktowano jako
instrument narodowościowej i kulturalnej polityki socjalistycznego państwa,
ewentualnie jako folklorystyczny ornament dla jego nadrzędnej „ludowej”
ideologii[23]. Lokalna i
regionalna przestrzeń w Polsce Ludowej – poza szczególnymi punktami – została
niemal zdegradowana do roli nieodróżnialnej części przestrzeni państwowej i
narodowej, zatracając w znacznym stopniu społeczną i emocjonalną rangę miejsca
własnego, które ludziom z nim związanym daje poczucie kulturowego zadomowienia.
Polska Ludowa jako państwo unitarne z założenia nastawiona była na ideologiczną
i kulturową wyłączność przestrzenną[24],
tworzącą podstawę jej politycznej legitymizacji na Ziemiach Zachodnich i
Północnych, dlatego też pojęcie śląskości zostało zawężone do lokalnej odmiany
polskości ideologicznej. Na ową lokalność w dyskursie publicznym PRL, poza
„makatkowym” folklorem i regionalnymi dziejami ruchu robotniczego, składały się
między innymi modernizacyjne koncepcje socjalizmu oraz historyczne,
etnograficzne i moralne aksjomaty „idei zachodniej”.
Literacka
legenda polskiego Śląska umacniała, co prawda, mityczny obraz regionu jako
„ziemi odzyskanej” i „macierzystej”, ale nie rekompensowała intelektualnego,
religijnego i kulturowego dziedzictwa, utraconego w wyniku działań wojennych i
powojennych grabieży dzieł sztuki, wypędzenia byłych mieszkańców,
nacjonalistycznej polityki PPR wobec autochtonów i całej niemieckiej spuścizny
poprzednich epok na tym terenie. Także manipulacje takimi historycznymi
pojęciami, jak Śląsk i Górny Śląsk „doprowadziły do kuriozalnego przesunięcia obszaru
tak nazwanego w przestrzeni geograficznej w stosunku do jego historycznego
znaczenia i umiejscowienia w tejże przestrzeni”[25].
Śląskiem już w okresie międzywojennym zaczęto określać wschodnią część Górnego
Śląska (później wraz z przylegającymi do niej obszarami Małopolski), a właściwy
historyczny region o tej nazwie został po 1945 r. podzielony między Dolny
Śląsk, Opolszczyznę, Wielkopolskę i Ziemię Lubuską. Granice administracyjne,
dzielące Śląsk na województwa, proksemicznie wyrażały ideał nowoczesnego
zcentralizowanego państwa, dążącego do zatarcia odmiennych tożsamości
regionalnych. Marc Augé twierdzi, że nowoczesny model podziału terytorium
narodowego wynikał z ideałów Rewolucji Francuskiej i pierwotnie zakładał wręcz
geometryczny podział kraju na identyczne jednostki administracyjne[26].
Ten projekt
integracji regionu z resztą Polski opierał się na założeniu, że jego włączenie
do ojczystego terytorium jest kwestią przede wszystkim
administracyjno-ideologiczną. Śląsk miał być industrialnym ośrodkiem państwa,
przeobrażającego się w śląskiej „retorcie” w kraj ludzi nowoczesnych,
reprezentujących zarazem polską tożsamość narodową w wąskim etnicznym sensie.
To połączenie okazało się jednak problematyczne. Materialne dziedzictwo ziem
zachodnich jako pogranicza ujawniało ich niemiecką historię, a ich polonizacja
po drugiej wojnie światowej opierała się przede wszystkim na działaniach
politycznych i symboliczno-językowych. To doprowadziło do powstania napięcia
między propagowaną przez państwo tożsamością ideologiczną a stosunkiem
mieszkańców Śląska do znaków przestrzeni lokalnej, które stanowiły przeszkodę w
procesie przejmowania jej na własność. Jednym z pierwszych działań,
podejmowanych i wspieranych przez polską administrację, było więc jej
odniemczanie, przekształcanie w „symboliczną ziemię niczyją” (B. Waldenfels),
podatną na kulturowe i historiograficzne zawłaszczenie. Chociaż proces
„programowej degermanizacji”, którego celem było przezwyciężenie historycznej,
kulturowej i estetycznej obcości Śląska, rozpoczął się już w okresie
międzywojenym, to dopiero po 1945 r. zyskał rangę społecznej kampanii i objął
ogromną część kraju[27].
Temu procesowi tacy pisarze zajmujący się problemami Śląska, jak H. Worcell czy
A. Baumgardten, przyglądali się do lat 60. raczej aprobatywnie, natomiast już w
kolejnej dekadzie w prozie na przykład F. Netza i J. Pluty obraz urzędowego
zacierania śladów przeszłości nabrał sensu dwuznacznego, ponieważ polonizacyjne
operacje w materialnej przestrzeni poniemieckich miast nie mogły całkowicie
unieważnić ich dotychczasowej historii, a co najwyżej dodać do niej kolejną
palimpsestową warstwę.
Śląsk w okresie
międzywojennym cieszył się w Polsce zainteresowaniem społecznym przede
wszystkim z powodu wysokiego stopnia urbanizacji i rozwoju przemysłowego jego
wschodniej części. Gdy po 1945 r. cały region znalazł się w granicach państwa,
to zainteresowanie jeszcze wzrosło. Grzegorz Strauchold pisze: „Śląsk był
krainą – fascynacją. Prowincją – jak można by wnioskować z niektórych
wypowiedzi – nieomal baśniową, a w każdym razie wielką obietnicą, gwarancją
pewnego osiągnięcia przez Polskę bogactwa, zatem i powodzenia jej mieszkańców”[28].
Nowa władza, tworząc wizerunek regionu, rozpowszechniała narracje tożsamości
zbiorowej, które odwoływały się do idei postępu i wielkich projektów
społecznych, związanych z urbanizacją, uprzemysłowienieniem i gospodarką
planową. Te narracje afirmowały nie tylko projekt rozwoju technologicznego, ale
sygnalizowały również nadejście przełomowego momentu dziejów Polski, w którym
wraz z przemianami industrialnymi zachodzi rewolucja geopolityczna, socjalna i
kulturalna. Bolesław Drobner, organizując w 1945 r. w Krakowie pionierską grupę
specjalistów i urzędników, której celem było objęcie Wrocławia polską
administracją, nazwał ją w swoich opublikowanych wspomnieniach „arką Noego na
wrocławski Ararat”[29].
Figura arki Noego sugerowała w tym wypadku odnowienie kraju i życia społecznego
po katastrofie wojny (po „potopie”), ustalała „punkt zero” historii i jej nowy
początek, epokę socjalistyczną, a w odniesieniu do ziem poniemieckich
przyznanych Polsce – nowy etap ich
dziejów jako części terytorium narodowego. Jak entuzjastycznie napisał w
czerwcu 1947 r. Kazimierz Koźniewski w reporterskim opisie drogi wodnej z Koźla
do Szczecina, „całe dorzecze Odry znalazło się w jednym zespole geo-politycznym
i gospodarczym”[30]. Ten fakt
pobudzał wyobraźnię naukowców, dziennikarzy i pisarzy, którzy zachęcani przez
działaczy kulturalnych i krytyków literackich, okazywali żywe zainteresowanie
historią oraz sytuacją społeczną i cywilizacyjną Nadodrza jako europejskiego
makroregionu, problemami pogranicza kulturowego między Niemcami i Polską,
kwestią transportu rzecznego i portu w Szczecinie, rybołówstwem i gospodarką
rybną na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, osadnikami z różnych stron Europy i
autochtonami. Mimo, że propaganda Polski Ludowej od schyłku lat 40.
przeciwstawiała się nacjonalistycznej wizji niezmienności podstaw konfliktu
polsko-germańskiego, praktycznie w pierwszych powojennych dekadach scenariuszem
oswajania Śląska była „myśl zachodnia” i związane z nią narracje[31].
Nie zmieniła tego oficjalna przyjaźń PRL i NRD oraz deklaracje dobrosąsiedzkich
stosunków w imię braterstwa socjalistycznych narodów, wyrażające się w
kontrnarracji: „będzie bratem”. Tak brzmi tytuł jednego z opowiadań zebranych w
antologii prozy ziem zachodnich i północnych Zachodem poszły dzieje (1970),
stanowiący polemiczną parafrazę popularnego przysłowia i fragmentu Morialiów
Wacława Potockiego: „póki świat światem / Nie będzie nigdy Niemiec Polakowi
bratem”. Ta kontrnarracja przeniknęła do powieści socrealistycznych i szkiców o
tematyce wrocławskiej i śląskiej z lat 50. (T. Mikulski, Spotkania
wrocławskie, W. Żukrowski, Mądre zioła).
Już jednak na
przełomie lat 60. i 70. zainteresowanie tematyką zachodnią w kulturze polskiej
wyraźnie osłabło, m.in. pod wpływem ówczesnych konfliktów społecznych i zmiany
sytuacji kraju w relacjach międzynarodowych po objęciu władzy przez
technokratyczną ekipę Edwarda Gierka, otwartą na koncesjonowane kontakty z
Zachodem i stopniowo ograniczającą propagandę antyniemiecką. Coraz wyraźniej
też zyskiwały na znaczeniu tradycyjne źródła identyfikacji narodowej,
odsyłające do patriotyczno-obywatelskich i religijnych wzorów polskości. Także
one nie sprzyjały powstawaniu regionalnej tożsamości mieszkańców „ziem
odzyskanych”, umacniając w dyskursie społecznym i kulturze – co najmniej do
drugiej połowy lat 80. – aksjologiczną przewagę ojczyzny ideologicznej nad
prywatną. Miało to szczególne znaczenie dla migrantów, przesiedleńców,
repatriantów, słowem – ludzi wykorzenionych. Jeżeli napływowa ludność, osiadła
po 1945 r. na terenach poniemieckich, integrowała się społecznie, to w
pierwszej kolejności dzięki tożsamości ogólnonarodowej, niejako nadbudowanej
nad mocnym zróżnicowaniem kulturowym i obyczajowym. Jej najbardziej nośne
wzorce były jednak już anachroniczne, a obrazy ziemi narodu i jej punktów
ogniskowych, ukształtowane w kulturze polskiej XIX i początku XX w., urodzonym
lub wychowanym na ziemiach zachodnich Polakom mogły wydawać się abstrakcyjne,
szczególnie jeżeli dotyczyły obszarów odległych i osobiście nie poznanych,
oddzielonych dodatkowo granicą państwa, np. Kresów wschodnich[32].
Ten problem występuje w znanej minipowieści Tadeusza Różewicza Moja córeczka
(1966), w której realne napięcie między życiem w prowincjonalnym
przemysłowym mieście (zbliżonym do Gliwic) a metropolią jest dodatkowo
ilustrowane obrazem świata z Pana Tadeusza A. Mickiewicza, przekazem
rozmijającym się z wyobraźnią i moralną wrażliwością młodego pokolenia lat 60.
Między tymi tradycjami a nowoczesnym przemysłem kulturowym PRL, reprodukującym
w latach „małej stabilizacji” nośne, ale oderwane od lokalnego doświadczenia
wzorce obyczajowe, rozwierała się tożsamościowa pustka. Język urzędowy, edukacja
szkolna i literatura narodowa dawały, co prawda, mieszkańcom ziem zachodnich
poczucie przynależności do ojczyzny ideologicznej, ale nie miały wielkiego
wpływu na lokalne więzi społeczne, które ciągle pozostawały nikłe. Jeżeli
Nadodrze nie było już „dzikim zachodem”, „przedpieklem” ani „morzem ruin” –
jakim wielu pisarzom i dziennikarzom zdawało się w latach 40. – to ciągle
jeszcze było wieżą Babel. Ta alegoria mentalno-kulturowej różnorodności,
pojawiająca się w dolnośląskich powieściach G. Morcinka i L. Golińskiego była
typowa dla literatury po 1956 r., która brała w ten sposób odwet za wymuszony
na niej wcześniej konwenans opisu zadomowienia migrantów i ich scalenia w nową
wspólnotę w tyglu ziem zachodnich jako procesu oczywistego i zakończonego
sukcesem.
Coraz częściej
dostrzegano także fakt, że Śląsk i inne regiony „ziem odzyskanych” są
przestrzenią symbolicznie spustoszoną, zmienioną w ziemię niczyją i
zagospodarowaną co najwyżej materialnie i ideologicznie. Jednym z ciekawszych
sposobów wypełnienia pustych znaków nowym znaczeniem była dolnośląska poezja
konkretna. Jej tożsamościowy i biograficzny wymiar opisał Tadeusz Sławek:
Jestem zbyt
»nowy«, by stanowić z tym miejscem jedność, a jego historia dotyczy mnie tylko
pośrednio; mogę zatem stwarzać to miejsce nie będąc krępowany ani przez nadmiar
przywiązania, ani przez historyczny pietyzm. Znam jakby nie »treść«
(historyczną) tego miejsca, ale aktualną konfigurację jego formy. Współodczuwam
z tym miejscem właśnie dlatego, że nie jestem z nim tożsamy, że choć w nim
mieszkam, obca mi jest familiarność tubylca[33].
Stanisław Dróżdż
i inni dolnośląscy poeci tego nurtu nie ulegali ani mitologii Kresów wschodnich
przeniesionych nad Odrę, ani politycznym dyskursom „ziem odzyskanych”, szukając
w latach 60. i 70. swojego sposobu
pogodzenia historii regionu i jego kultury z własną biografią i artystyczną
świadomością. Twórczość konkretystów była nastawiona nie na gotową narrację
tożsamości, ale na grę znaczeń, nie ideologię, lecz materialny wymiar znaku,
nie dyskurs historyczny, motywowany społecznie, ale przekaz, którego sens
wynika z wewnętrznej „przestrzennej” instrukcji tekstu („konfiguracji formy”),
jednorazowo określającej relację komunikatu, jego podmiotu i odbioru. Jawną
„pustkę” w przestrzeni zrujnowanego Wrocławia w okresie socjalistycznym
zapełniano także w sposób zorganizowany, np. poprzez konkursy dla wrocławskich
poetów, których wiersze miały pojawić się na pustych szczytowych ścianach
budynków, i przez malowanie na tych ścianach murali, których „powstanie było
warunkowane »brakiem«, a nie rozwojem czy postępem”[34].
Ślady postrzegania Śląska jako „pustego” miejsca (terra nulla),
zamieszkanego przez ludzi pozbawionych lokalnej pamięci kulturowej i tożsamości
regionalnej, były obecne w dziennikach, esejach, poezji i prozie okresu PRL
(m.in. M. Dąbrowskiej, T. Różewicza, S. Grochowiaka, J. Pluty, J. Łozińskiego),
ale kluczowym problemem większych narracji literackich i reportażowych stały
się dopiero po 1989 roku.
"Ślązaczenie" Śląska
Koniec PRL w
1989 r. nie oznaczał bynajmniej schyłku Polski jako państwa unitarnego i
scentralizowanego, doprowadził jednak do upodmiotowienia mniejszości
narodowych, niektórych grup etnicznych i środowisk prowincjonalnych. Tej
ustrojowej transformacji towarzyszył proces rewizji pamięci zbiorowej, dotąd
selektywnej lub ideologicznie zafałszowanej. Bohaterami dzieł literatury
polskiej, których autorzy podejmowali problemy najnowszej historii, znowu stali
się Ślązacy, Mazurzy i Kaszubi oraz mieszkający w Polsce Niemcy i Czesi, często
wyznania ewangelickiego, rzec można – ludzie raz jeszcze „odzyskani”[35].
Tym razem jednak tłem ich losów była nie tyle narracja dziejów zbiorowych, co
autobiografia lub opowieść rodzinna albo mikrohistoria w postaci lokalnej
kroniki, gdyż właśnie lokalność – i konkretne umiejscowienie – było główną
przesłanką ich tożsamości. Z tego powodu Śląsk został podzielony w literaturze
na niewielkie „małe ojczyzny” i strony rodzinne, np. Ziemię Cieszyńską J.
Pilcha, Gliwice J. Kornhausera, Bielawę H. Klimko-Dobrzanieckiego, Nową Rudę K.
Maliszewskiego, Bytom Odrzański M. Sidorskiej-Ryczkowskiej, Wrocław P.
Siemiona, Chorzów W. Kuczoka, Mysłowice S. Szymutki, które pełniły rolę nie
tylko przestrzeni przedstawionej, lecz również uczestnika historycznej lub
biograficznej akcji. Jednym z problemów tej literatury była „prowincjonalność”
Śląska, oznaczająca albo zepchnięcie jego mieszkańców na margines narodowej –
niemieckiej, czeskiej lub polskiej – historii albo ich uprzedmiotowienie oraz
polityczne, gospodarcze i kulturowe podporządkowanie „centrum”. Używając
zależnościowego instrumentarium bell hooks, można powiedzieć, że autorzy takich
szkiców i reportaży, jak Nagrobek ciotki Cili S. Szymutki (2001), Czarny
ogród M. Szejnert (2007), Piąta strona świata K. Kutza (2010) czy Miedzianka.
Historia znikania F. Springera (2011), oddali głos pospolitym świadkom
losów rodziny, sąsiadów, miasta i regionu. Ten głos jest prywatny, kolokwialny,
często wewnętrznie sprzeczny, stronniczy i nasycony partykularnymi pretensjami,
ale – ponieważ tożsamość mieszkańców Śląska i jego historia zostały wchłonięte
przez wielkie narracje nowoczesności – naprawdę ich własne jest tylko to, co
opowiedziane jako doświadczone, praktyczne, lokalne, przypadkowe, konkretne,
cielesne, fragmentaryczne i jednostkowe[36].
Ten głos – pisze K. Uniłowski – „nie chce” mitu ani logosu, aby „nie trafić w
niewolę pustego, choć składającego tyle obietnic, słowa”[37].
Trawestując „ślązaczenie” Kutza, można powiedzieć, że jest to śląz(n)aczenie,
rewindykacja utraconych lub niepoprawnych znaczeń śląskości. To demaskacja
języka „centrum”, podważenie dyktowanej z jego perspektywy narracji
„całości”, esencjalnego, narodowego i
cywilizacyjnego dyskursu tożsamości nowoczesnej.
Na Śląsku
przedmiotem tego dyskursu jest niemiecka i czeska przeszłość regionu, która
przecina się z polską historią. Literatura po 1989 r. jest więc w znacznej
mierze próbą stworzenia takiej symboliczno-kulturowej przestrzeni, która nie
zacierając odmiennych tradycji łączyłaby jego dawnych i dzisiejszych
mieszkańców ponad nowoczesnymi podziałami. Tak regionalną wspólnotę znaczeń
rozumie Olga Tokarczuk. „Bardzo mi zależało – napisała autorka Domu
dziennego, domu nocnego o swojej powieści – żeby ta książka była zrozumiała
dla innych, dla sąsiadów zza czeskiej granicy i dla Niemców, sąsiadów sprzed
wojny”[38].
Ta wspólnota opiera się z jednej strony na intelektualnym i cywilizacyjnym
dziedzictwie Śląska, zwłaszcza jego zachodniej części, które jest źródłem
fascynacji takich pisarzy jak O. Tokarczuk, H. Waniek, A. Zawada i M. Krajewski,
z drugiej, na biografii lub pamięci rodzinnej. Kreowane w ich tekstach metafory
tożsamości (np. „Bresław” Zawady, „niskie łąki” Siemiona i „nieskończenie
wielkie pogranicze” Tokarczuk) zrywają z „rdzennością” i „monolitycznością”
nacjonalistycznego dyskurs nowoczesnych metropolii wobec terytoriów zależnych,
a podkreślają różnorodność, otwartość oraz zmienność tożsamości migrantów i
mieszkańców pogranicza, akcentując przy tym wspólnotę historycznego,
biograficznego lub społecznego doświadczenia, która może ich łączyć.
Wojciech Browarny
Wojciech Browarny
Przypisy:
[1]
Ewolucję obrazu ojczyzny ideologicznej w kulturze polskiej, poczynając od jej
dziewiętnastowiecznego modelu obecnego w narracjach patriotycznych, a
cechującego się jeszcze przewagą regionalnych punktów ogniskowych (takich jak „nadniemeńska ojczyzna” A. Mickiewicza) nad
precyzyjnymi granicami kraju jako całości przeanalizował Stanisław Ossowski.
Jego zdaniem, w drugiej połowie XIX stulecia zarysowała się koncepcja ojczyzny
integralnej i jednorodnej, opartej na przestrzennej wyłączności, terytorialnie
zdeterminowanej wyraźnymi granicami, której „instytucjonalizacją jest
nowoczesne państwo nacjonalistyczne”. Stanisław Ossowski, O ojczyźnie i
narodzie, Warszawa 1984, s. 59.
[2]
Na początku XX w. w publicystyce endeckiej, np. na łamach „Przeglądu
Wszechpolskiego”, określenie „macierz polska” występowało w znaczeniu
kulturowo-terytorialnym, obok takich terminów geopolitycznych, jak „Kresy
zachodnie” i „Polska etnograficzna”. To znaczenie utrwaliło się w okresie
międzywojennym, gdy pisano o Śląsku, który trzeba związać „nierozerwalnie z
Macierzą” ([odezwa prezesa zarządu Okręgu Śląskiego Związku Obrony Kresów
Zachodnich], „Strażnica Zachodnia” 1928, nr 2, s. 5) po 600 latach oderwania od
„macierzystej ziemi polskiej” (Jan Ludyga-Laskowski, W piętnastą rocznicę
walk o wolność Górnego Śląska, „Drogowskazy” 1936, nr 4, s. 1).
[3]
Zob. Andrzej Notkowski, Robotnik polski schyłku XIX wieku – postawy wobec
rzeczywistości (Kilka migawek z literatury lat 70.–90.), w: Przemiany
formuły polskości w drugiej połowie XIX wieku, red. Janusz Maciejewski,
Warszawa 1999.
[4]
Ksawery Pruszyński, Węgiel i człowiek oraz O królu i o Stachu, w:
tegoż, Wybór pism publicystycznych, t. 1, Kraków 1966, s. 49.
[5]
Melchior Wańkowicz, Sztafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym,
Warszawa 2012, s. 224.
[6]
„Ziemiami odzyskanymi” Katarzyna II nazwała zachodnie tereny Rosji, odebrane
Rzeczpospolitej w wyniku zaborów, a zatem obecność tego terminu w polskim
dyskursie gepolitycznym po odzyskaniu niepodległości mogła wynikać z „zależnościowego”
przyswojenia rosyjskiego dyskursu imperialno-pansłowiańskiego (rosyjską
proweniencję ma też pojęcie ziem powracających do „macierzy”). Zob. Jan Sowa, Fantomowe
ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Kraków 2011, s. 467.
[7]
Komentując zajęcie Zaolzia, Wańkowicz interpretował lekceważenie polskich żądań
terytorialnych na konferencji w Monachium jako „figę modą genewską, serwowaną
skutecznie ludom słabszym, z którymi nie należy się liczyć”. Z tego punktu
widzenia zbrojne zajęcie tej części Górnego Śląska wbrew decyzji mocarstw
stanowiło dowód siły Polski jako wielkiego narodu historycznego. Melchior
Wańkowicz, dz. cyt., s. 472.
[8]
Już na początku XX w. terminu tego używali publicyści „Przeglądu
Wszechpolskiego” (m.in. Jan L. Popławski i L. Warwas), którzy pisali o
konieczności „odzyskania” Śląska i Mazur. Ta szczególna potrzeba historii i
kontynuacji, szukanie uzasadnienia w odległych dziejach – pisze Jürgen
Joachimsthaler – jako element ideologii »ziem odzyskanych« była „prawdopodobnie
dogłębnie zakorzeniona w historiozoficznie stworzonej konstrukcji narodu
polskiego w okresie zaborów – »to, co własne« jest tym, co historycznie
usprawiedliwione”. Jürgen Joachimsthaler, Wielokrotnie wyobrażona prowincja.
Śląsk między wizją a rzeczywistością, przeł. Natalia Żarska, w: Śląsk.
Rzeczywistości wyobrażone, red. Wojciech Kunicki, Poznań 2009.
[9]
Cyt. za Witold Nawrocki, Trwanie i powrót. Szkice o literaturze Ziem
Zachodnich, Poznań 1969, s. 84.
[10]
Tamże, s. 86.
[11]
Lewy, O ożywienie życia literackiego Śląska, „Trybuna Robotnicza” 1947,
nr 42(713) z 11 lutego 1947 r., s. 7.
[12]
Mieczysław Wionczek, Problemy śląskie (Lignica, w czerwcu), „Odrodzenie”
1945, nr 32, s. 5.
[13]
„Cud nad Odrą” konstatował w 1973 r. Ignacy Rutkiewicz w niemieckojęzycznym
albumie o Wrocławiu, stwierdzając, że historyczna zmiana jaką jest „powrót”
Polaków na „dawne polskie ziemie” jest „restytucją starych, nieprzedawnionych
praw narodu”. Cyt. za Gregor Thum, Obce miasto. Wrocław 1945 i potem,
przeł. Małgorzata Słabicka, Wrocław 2008, s. 256.
[14]
Zob. Ks. Jerzy Andrzej Klichta, Dzieje Śląska „pod strzechy”, czyli o cudzie
nad Odrą, Kuźnia Raciborska – Racibórz – Wrocław 2004.
[15]
Zob. np. Antoni Czubiński, Polska myśl zachodnia XIX i XX wieku, Poznań
1999; Grzegorz Strauchold, Myśl zachodnia i jej realizacja w Polsce Ludowej
w latach 1945-1957, Toruń 2003; Halina Tumolska, Mitologia Kresów
Zachodnich w pamiętnikarstwie i beletrystyce polskiej (1945-2000). Szkice do
dziejów kultury pogranicza, Toruń 2007.
[16]
Zob. Thomas Urban, Utracone ojczyzny, przeł. Agnieszka Kowaluk, Warszawa
2007.
[17]
Propagowanie idei zachodniej w społeczeństwie, „Trybuna Robotnicza”
1947, nr 40(711), z dnia 9 lutego 1947 r., s. 3.
[18]
Zob. Gregor Thum, dz. cyt., s. 236-238; Grzegorz Strauchold, Ziemie
Zachodnie – pojęcie z zakresu geografii historycznej (studium poglądów od
połowy XIX w. do 1945 r.), w: Ziemie Zachodnie – historia i perspektywy,
red. Wojciech Kucharski i Grzegorz Strauchold, Wrocław 2011, s. 32.
[19]
Zbigniew Kubikowski, Bezpieczne małe mity, Wrocław 1965, s. 123 i n.
[20]
Aleksander Rogalski, Akcja kulturalna na Ziemiach Odzyskanych. Podstawy,
założenia i plan realizacji, w: Odzyskane ziemie – odzyskani ludzie. Ze
współczesnych zagadnień Ziem Odzyskanych, Poznań 1946, s. 56.
[21]
Cyt. za Jerzy B. Kos, U podnóża Karkonoszy. Z dziejów dolnośląskiego
środowiska literackiego, „Pomosty” 1997/1998, z. II-III, s. 180. Problem
„Polaka sudeckiego” analizuje też Joanna Nowosielska-Sobel w artykule „Czy
istnieje Polak sudecki?” Z problemów kształtowania się tożsamości zbiorowej ludności
Dolnego Śląska na przykładzie Ziemi Jeleniogórskiej w latach 60. XX w., w: Dolnoślązacy?
Kształtowanie tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej,
red. Joanna Nowosielska-Sobel i Grzegorz Strauchold, Wrocław 2007.
[22]
Jerzy B. Kos, dz. cyt., s. 186.
[23]
Tej funkcji powojennej folkloryzacji Górnego Śląska krytycznie przyjrzała się
Aleksandra Kunce, w: Aleksandra Kunce, Zbigniew Kadłubek, Myśleć Śląsk.
Wybór esejów, Katowice 2007, s. 257 i n.
[24]
Związek z przestrzenią, doświadczaną jako wyjątkowa i niezastępowalna, może
stać się przesłanką tożsamości jednostkowej, regionalnej, narodowej czy
grupowej, przy czym istnieją dwa modelowe rodzaje tej więzi: 1) wyłączność
przestrzenna i 2) umiejscowienie. Ta pierwsza przysługuje na przykład państwu lub
miastu, ponieważ oficjalne istnienie na tym samym terytorium dwóch państw lub
miast równocześnie jest niemożliwe. Umiejscowienie natomiast cechuje takie
stowarzyszenia i organizacje społeczne, które „zgodnie ze swym immanentnym
sensem nie mają odniesienia do przestrzeni”. Georg Simmel, Pisma
socjologiczne, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 2008, s. 369.
[25]
Artur Tworek, O sytuacji językowej Wrocławia dawniej i dziś, [w:] My
wrocławianie. Społeczna przestrzeń miasta, dz. cyt., s. 184. Grzegorz Pisarski
twierdzi, że „mocno zakorzenione stereotypy z okresu międzywojennego, gdy w II
Rzeczpospolitej istniało województwo śląskie, po plebiscytach utrwaliły pogląd,
że to co śląskie na Śląsku zlokalizowane zostało w polskiej części Górnego
Śląska”. Grzegorz Pisarski, Łużyce a tożsamość Dolnoślązaków, [w:] Dolnoślązacy?
Kształtowanie tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej,
dz. cyt., s. 74.
Zbigniew Zielonka w szkicu Gdzie
leży Śląsk? wyjaśniał, że historycznie rzecz biorąc polonocentryczne
„pojęcie »Śląska« charakteryzowało się ekspansją ku południowi i południowemu
wschodowi. W tym kierunku ekspansja ta objawia się aż do dnia dzisiejszego – ze
szkodą (że się tak wyrażę) dla historycznego [Śląska – WB], tj. Dolnego
Śląska”. Na „zacieśnienie” tego pojęcia wpłynęło to, że po pierwszej wojnie
światowej na wschodnim skraju Górnego Śląska „utworzono polskie województwo
śląskie z siedzibą w Katowicach i bodajże ta terminologia wpłynęła już w latach
międzywojennych na zacieśnienie pojęcia Śląska w świadomości potocznej” do w
przybliżeniu terytorium tegoż województwa. Zbigniew Zielonka, Śląsk: ogniwo
tradycji. Rozważania o historii i kulturze, Katowice 1981, s. 143. O
przeniesieniu pojęcia „Śląsk” na wschodnią część Górnego Śląska, tj. okolice
Katowic, pisze też Joachimsthaler, który uważa, że wynikało to z faktu, że
polskie władze kształtowały narodową tożsamość mieszkańców tego subregionu,
odwołując się po 1921 r. do jego polsko-śląskiej specyfiki, podczas gdy w
zachodnich częściach regionu tę tożsamość stwarzano po 1945 r. od nowa. Jürgen Joachimsthaler, dz. cyt., s. 481.
[26]
Marc Augé, Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności,
przeł. Roman Chymkowski, Warszawa 2010, s. 43.
[27]
O usuwaniu niemieckich śladów z przestrzeni „ziem odzyskanych” pisze Marek
Zybura w pracy Pomniki niemieckiej przeszłości. Dziedzictwo kultury
niemieckiej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Warszawa 1999, s. 8-15.
„Polacy z Kresów i Polski centralnej, przybywający po wojnie na poniemieckie
ziemie Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich, zajmowali nie propagandowo
reklamowaną mityczną ojcowiznę, ile raczej konkretną ‘obcowiznę’. Obce było
wszystko: krajobraz tych ziem, szata estetyczna i warstwa symboliczna ich
zabudowy, forma i stopień ich uprzemysłowienia oraz rolniczego
zagospodarowania, ich tkanka kulturowa, ba – ich regionalna historia”. Tamże,
s. 8.
[28]
Grzegorz Strauchold, Myśl zachodnia i jej realizacja w Polsce Ludowej w
latach 1945-1957, dz. cyt., s. 128-129.
[29]
Bolesław Drobner, Zdobyliśmy polskie Złote Runo, w: Trudne dni.
Wrocław 1945 r. we wspomnieniach pionierów, t. 1., Wrocław 1960, s. 85.
[30]
Kazimierz Koźniewski, Żywioły. Rzecz
o Ziemiach Zachodnich Rzeczypospolitej, Poznań 1948.
[31]
Augé zwraca uwagę, że nie-miejsca definiowane są nie przez tożsamość i zadomowienie,
ale przez „instrukcje obsługi”, gdyż wejście w interakcję z obcą przestrzenią
umożliwia i reguluje tekst. Marc Augé, dz. cyt., s. 65. Jeżeli przyjąć, że
„ziemie odzyskane” jako ziemie niczyje i symbolicznie spustoszone stały się
nie-miejscem, to ich „instrukcją obsługi” była m.in. narracja
piastowsko-modernizacyjna.
Tuż po nominacji na
prezydenta Wrocławia przez Tymczasowy Rząd RP (następcę PKWN) B. Drobner
skontaktował się z Polskim Związkiem Zachodnim w Krakowie, przygotowując się do
przejęcia miasta wedle m.in. sugestii związku. Zob. Bolesław Drobner, dz. cyt.,
s. 80. Zarówno B. Drobner, jak i ks. kanonik Kazimierz Lagosz, organizator
polskiego biskupstwa we Wrocławiu, publicznie używali w 1945 r. określenia
„Macierz” i nawiązywali do „tradycji Piastów Śląskich”. Tamże, s. 93.
[32]
Zob. Bogusław Bakuła, Polska i kolonialna przeszłość dzisiaj, „Nowa
Krytyka. Czasopismo Filozoficzne” 2011, nr 26-27, s. 175.
[33]
Tadeusz Sławek, Między literami. Szkice o poezji konkretnej, Wrocław
1989, s. 91-92.
[34]
Mateusz Palka, Pamięć na ścianach. Wrocławskie murale z obiektywie Bogdana
Konopki, „Pamięć i Przyszłość” 2012, nr 2(16), s. 77.
[35]
„Ludźmi odzyskanymi” w powojennej publicystyce propagandowo nazywano m.in.
repolonizowanych autochtonów (zob. np. Edmund Męclewski, Ziemie odzyskane i
odzyskani ludzie, w: Odzyskane ziemie – odzyskani ludzie. Ze
współczesnych zagadnień Ziem Odzyskanych, dz. cyt.).
[36]
bell hook, Margines jako miejsce radykalnego otwarcia, przeł. Ewa
Domańska, „Literatura na Świecie” 2008, nr 1/2, s. 109-110.
[37]
Krzysztof Uniłowski, Zamiast posłowia, w: Stefan Szymutko, Nagrobek
ciotki Cili, Katowice 2001, s. 92.
[38]
Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Warszawa 2012, s. 135-136.
[1]
Ewolucję obrazu ojczyzny ideologicznej w kulturze polskiej, poczynając od jej
dziewiętnastowiecznego modelu obecnego w narracjach patriotycznych, a
cechującego się jeszcze przewagą regionalnych punktów ogniskowych (takich jak „nadniemeńska ojczyzna” A. Mickiewicza) nad
precyzyjnymi granicami kraju jako całości przeanalizował Stanisław Ossowski.
Jego zdaniem, w drugiej połowie XIX stulecia zarysowała się koncepcja ojczyzny
integralnej i jednorodnej, opartej na przestrzennej wyłączności, terytorialnie
zdeterminowanej wyraźnymi granicami, której „instytucjonalizacją jest
nowoczesne państwo nacjonalistyczne”. Stanisław Ossowski, O ojczyźnie i
narodzie, Warszawa 1984, s. 59.
[2]
Na początku XX w. w publicystyce endeckiej, np. na łamach „Przeglądu
Wszechpolskiego”, określenie „macierz polska” występowało w znaczeniu
kulturowo-terytorialnym, obok takich terminów geopolitycznych, jak „Kresy
zachodnie” i „Polska etnograficzna”. To znaczenie utrwaliło się w okresie
międzywojennym, gdy pisano o Śląsku, który trzeba związać „nierozerwalnie z
Macierzą” ([odezwa prezesa zarządu Okręgu Śląskiego Związku Obrony Kresów
Zachodnich], „Strażnica Zachodnia” 1928, nr 2, s. 5) po 600 latach oderwania od
„macierzystej ziemi polskiej” (Jan Ludyga-Laskowski, W piętnastą rocznicę
walk o wolność Górnego Śląska, „Drogowskazy” 1936, nr 4, s. 1).
[3]
Zob. Andrzej Notkowski, Robotnik polski schyłku XIX wieku – postawy wobec
rzeczywistości (Kilka migawek z literatury lat 70.–90.), w: Przemiany
formuły polskości w drugiej połowie XIX wieku, red. Janusz Maciejewski,
Warszawa 1999.
[4]
Ksawery Pruszyński, Węgiel i człowiek oraz O królu i o Stachu, w:
tegoż, Wybór pism publicystycznych, t. 1, Kraków 1966, s. 49.
[5]
Melchior Wańkowicz, Sztafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym,
Warszawa 2012, s. 224.
[6]
„Ziemiami odzyskanymi” Katarzyna II nazwała zachodnie tereny Rosji, odebrane
Rzeczpospolitej w wyniku zaborów, a zatem obecność tego terminu w polskim
dyskursie gepolitycznym po odzyskaniu niepodległości mogła wynikać z „zależnościowego”
przyswojenia rosyjskiego dyskursu imperialno-pansłowiańskiego (rosyjską
proweniencję ma też pojęcie ziem powracających do „macierzy”). Zob. Jan Sowa, Fantomowe
ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Kraków 2011, s. 467.
[7]
Komentując zajęcie Zaolzia, Wańkowicz interpretował lekceważenie polskich żądań
terytorialnych na konferencji w Monachium jako „figę modą genewską, serwowaną
skutecznie ludom słabszym, z którymi nie należy się liczyć”. Z tego punktu
widzenia zbrojne zajęcie tej części Górnego Śląska wbrew decyzji mocarstw
stanowiło dowód siły Polski jako wielkiego narodu historycznego. Melchior
Wańkowicz, dz. cyt., s. 472.
[8]
Już na początku XX w. terminu tego używali publicyści „Przeglądu
Wszechpolskiego” (m.in. Jan L. Popławski i L. Warwas), którzy pisali o
konieczności „odzyskania” Śląska i Mazur. Ta szczególna potrzeba historii i
kontynuacji, szukanie uzasadnienia w odległych dziejach – pisze Jürgen
Joachimsthaler – jako element ideologii »ziem odzyskanych« była „prawdopodobnie
dogłębnie zakorzeniona w historiozoficznie stworzonej konstrukcji narodu
polskiego w okresie zaborów – »to, co własne« jest tym, co historycznie
usprawiedliwione”. Jürgen Joachimsthaler, Wielokrotnie wyobrażona prowincja.
Śląsk między wizją a rzeczywistością, przeł. Natalia Żarska, w: Śląsk.
Rzeczywistości wyobrażone, red. Wojciech Kunicki, Poznań 2009.
[9]
Cyt. za Witold Nawrocki, Trwanie i powrót. Szkice o literaturze Ziem
Zachodnich, Poznań 1969, s. 84.
[10]
Tamże, s. 86.
[11]
Lewy, O ożywienie życia literackiego Śląska, „Trybuna Robotnicza” 1947,
nr 42(713) z 11 lutego 1947 r., s. 7.
[12]
Mieczysław Wionczek, Problemy śląskie (Lignica, w czerwcu), „Odrodzenie”
1945, nr 32, s. 5.
[13]
„Cud nad Odrą” konstatował w 1973 r. Ignacy Rutkiewicz w niemieckojęzycznym
albumie o Wrocławiu, stwierdzając, że historyczna zmiana jaką jest „powrót”
Polaków na „dawne polskie ziemie” jest „restytucją starych, nieprzedawnionych
praw narodu”. Cyt. za Gregor Thum, Obce miasto. Wrocław 1945 i potem,
przeł. Małgorzata Słabicka, Wrocław 2008, s. 256.
[14]
Zob. Ks. Jerzy Andrzej Klichta, Dzieje Śląska „pod strzechy”, czyli o cudzie
nad Odrą, Kuźnia Raciborska – Racibórz – Wrocław 2004.
[15]
Zob. np. Antoni Czubiński, Polska myśl zachodnia XIX i XX wieku, Poznań
1999; Grzegorz Strauchold, Myśl zachodnia i jej realizacja w Polsce Ludowej
w latach 1945-1957, Toruń 2003; Halina Tumolska, Mitologia Kresów
Zachodnich w pamiętnikarstwie i beletrystyce polskiej (1945-2000). Szkice do
dziejów kultury pogranicza, Toruń 2007.
[16]
Zob. Thomas Urban, Utracone ojczyzny, przeł. Agnieszka Kowaluk, Warszawa
2007.
[17]
Propagowanie idei zachodniej w społeczeństwie, „Trybuna Robotnicza”
1947, nr 40(711), z dnia 9 lutego 1947 r., s. 3.
[18]
Zob. Gregor Thum, dz. cyt., s. 236-238; Grzegorz Strauchold, Ziemie
Zachodnie – pojęcie z zakresu geografii historycznej (studium poglądów od
połowy XIX w. do 1945 r.), w: Ziemie Zachodnie – historia i perspektywy,
red. Wojciech Kucharski i Grzegorz Strauchold, Wrocław 2011, s. 32.
[19]
Zbigniew Kubikowski, Bezpieczne małe mity, Wrocław 1965, s. 123 i n.
[20]
Aleksander Rogalski, Akcja kulturalna na Ziemiach Odzyskanych. Podstawy,
założenia i plan realizacji, w: Odzyskane ziemie – odzyskani ludzie. Ze
współczesnych zagadnień Ziem Odzyskanych, Poznań 1946, s. 56.
[21]
Cyt. za Jerzy B. Kos, U podnóża Karkonoszy. Z dziejów dolnośląskiego
środowiska literackiego, „Pomosty” 1997/1998, z. II-III, s. 180. Problem
„Polaka sudeckiego” analizuje też Joanna Nowosielska-Sobel w artykule „Czy
istnieje Polak sudecki?” Z problemów kształtowania się tożsamości zbiorowej ludności
Dolnego Śląska na przykładzie Ziemi Jeleniogórskiej w latach 60. XX w., w: Dolnoślązacy?
Kształtowanie tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej,
red. Joanna Nowosielska-Sobel i Grzegorz Strauchold, Wrocław 2007.
[22]
Jerzy B. Kos, dz. cyt., s. 186.
[23]
Tej funkcji powojennej folkloryzacji Górnego Śląska krytycznie przyjrzała się
Aleksandra Kunce, w: Aleksandra Kunce, Zbigniew Kadłubek, Myśleć Śląsk.
Wybór esejów, Katowice 2007, s. 257 i n.
[24]
Związek z przestrzenią, doświadczaną jako wyjątkowa i niezastępowalna, może
stać się przesłanką tożsamości jednostkowej, regionalnej, narodowej czy
grupowej, przy czym istnieją dwa modelowe rodzaje tej więzi: 1) wyłączność
przestrzenna i 2) umiejscowienie. Ta pierwsza przysługuje na przykład państwu lub
miastu, ponieważ oficjalne istnienie na tym samym terytorium dwóch państw lub
miast równocześnie jest niemożliwe. Umiejscowienie natomiast cechuje takie
stowarzyszenia i organizacje społeczne, które „zgodnie ze swym immanentnym
sensem nie mają odniesienia do przestrzeni”. Georg Simmel, Pisma
socjologiczne, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 2008, s. 369.
[25]
Artur Tworek, O sytuacji językowej Wrocławia dawniej i dziś, [w:] My
wrocławianie. Społeczna przestrzeń miasta, dz. cyt., s. 184. Grzegorz Pisarski
twierdzi, że „mocno zakorzenione stereotypy z okresu międzywojennego, gdy w II
Rzeczpospolitej istniało województwo śląskie, po plebiscytach utrwaliły pogląd,
że to co śląskie na Śląsku zlokalizowane zostało w polskiej części Górnego
Śląska”. Grzegorz Pisarski, Łużyce a tożsamość Dolnoślązaków, [w:] Dolnoślązacy?
Kształtowanie tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska po II wojnie światowej,
dz. cyt., s. 74.
Zbigniew Zielonka w szkicu Gdzie
leży Śląsk? wyjaśniał, że historycznie rzecz biorąc polonocentryczne
„pojęcie »Śląska« charakteryzowało się ekspansją ku południowi i południowemu
wschodowi. W tym kierunku ekspansja ta objawia się aż do dnia dzisiejszego – ze
szkodą (że się tak wyrażę) dla historycznego [Śląska – WB], tj. Dolnego
Śląska”. Na „zacieśnienie” tego pojęcia wpłynęło to, że po pierwszej wojnie
światowej na wschodnim skraju Górnego Śląska „utworzono polskie województwo
śląskie z siedzibą w Katowicach i bodajże ta terminologia wpłynęła już w latach
międzywojennych na zacieśnienie pojęcia Śląska w świadomości potocznej” do w
przybliżeniu terytorium tegoż województwa. Zbigniew Zielonka, Śląsk: ogniwo
tradycji. Rozważania o historii i kulturze, Katowice 1981, s. 143. O
przeniesieniu pojęcia „Śląsk” na wschodnią część Górnego Śląska, tj. okolice
Katowic, pisze też Joachimsthaler, który uważa, że wynikało to z faktu, że
polskie władze kształtowały narodową tożsamość mieszkańców tego subregionu,
odwołując się po 1921 r. do jego polsko-śląskiej specyfiki, podczas gdy w
zachodnich częściach regionu tę tożsamość stwarzano po 1945 r. od nowa. Jürgen Joachimsthaler, dz. cyt., s. 481.
[26]
Marc Augé, Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności,
przeł. Roman Chymkowski, Warszawa 2010, s. 43.
[27]
O usuwaniu niemieckich śladów z przestrzeni „ziem odzyskanych” pisze Marek
Zybura w pracy Pomniki niemieckiej przeszłości. Dziedzictwo kultury
niemieckiej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, Warszawa 1999, s. 8-15.
„Polacy z Kresów i Polski centralnej, przybywający po wojnie na poniemieckie
ziemie Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich, zajmowali nie propagandowo
reklamowaną mityczną ojcowiznę, ile raczej konkretną ‘obcowiznę’. Obce było
wszystko: krajobraz tych ziem, szata estetyczna i warstwa symboliczna ich
zabudowy, forma i stopień ich uprzemysłowienia oraz rolniczego
zagospodarowania, ich tkanka kulturowa, ba – ich regionalna historia”. Tamże,
s. 8.
[28]
Grzegorz Strauchold, Myśl zachodnia i jej realizacja w Polsce Ludowej w
latach 1945-1957, dz. cyt., s. 128-129.
[29]
Bolesław Drobner, Zdobyliśmy polskie Złote Runo, w: Trudne dni.
Wrocław 1945 r. we wspomnieniach pionierów, t. 1., Wrocław 1960, s. 85.
[30]
Kazimierz Koźniewski, Żywioły. Rzecz
o Ziemiach Zachodnich Rzeczypospolitej, Poznań 1948.
[31]
Augé zwraca uwagę, że nie-miejsca definiowane są nie przez tożsamość i zadomowienie,
ale przez „instrukcje obsługi”, gdyż wejście w interakcję z obcą przestrzenią
umożliwia i reguluje tekst. Marc Augé, dz. cyt., s. 65. Jeżeli przyjąć, że
„ziemie odzyskane” jako ziemie niczyje i symbolicznie spustoszone stały się
nie-miejscem, to ich „instrukcją obsługi” była m.in. narracja
piastowsko-modernizacyjna.
Tuż po nominacji na
prezydenta Wrocławia przez Tymczasowy Rząd RP (następcę PKWN) B. Drobner
skontaktował się z Polskim Związkiem Zachodnim w Krakowie, przygotowując się do
przejęcia miasta wedle m.in. sugestii związku. Zob. Bolesław Drobner, dz. cyt.,
s. 80. Zarówno B. Drobner, jak i ks. kanonik Kazimierz Lagosz, organizator
polskiego biskupstwa we Wrocławiu, publicznie używali w 1945 r. określenia
„Macierz” i nawiązywali do „tradycji Piastów Śląskich”. Tamże, s. 93.
[32]
Zob. Bogusław Bakuła, Polska i kolonialna przeszłość dzisiaj, „Nowa
Krytyka. Czasopismo Filozoficzne” 2011, nr 26-27, s. 175.
[33]
Tadeusz Sławek, Między literami. Szkice o poezji konkretnej, Wrocław
1989, s. 91-92.
[34]
Mateusz Palka, Pamięć na ścianach. Wrocławskie murale z obiektywie Bogdana
Konopki, „Pamięć i Przyszłość” 2012, nr 2(16), s. 77.
[35]
„Ludźmi odzyskanymi” w powojennej publicystyce propagandowo nazywano m.in.
repolonizowanych autochtonów (zob. np. Edmund Męclewski, Ziemie odzyskane i
odzyskani ludzie, w: Odzyskane ziemie – odzyskani ludzie. Ze
współczesnych zagadnień Ziem Odzyskanych, dz. cyt.).
[36]
bell hook, Margines jako miejsce radykalnego otwarcia, przeł. Ewa
Domańska, „Literatura na Świecie” 2008, nr 1/2, s. 109-110.
[37]
Krzysztof Uniłowski, Zamiast posłowia, w: Stefan Szymutko, Nagrobek
ciotki Cili, Katowice 2001, s. 92.
[38]
Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Warszawa 2012, s. 135-136.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz